Reklama

Arabia Saudyjska - wróg czy sojusznik?

Zamachy terrorystyczne, które 11 września 2001r. wstrząsnęły Stanami Zjednoczonymi, były prawdziwym szokiem dla Amerykanów. Grupa fundamentalistów islamskich wypowiedziała wojnę amerykańskiemu „imperium zła”, zadając mu cios w samo serce: Pentagon - symbol potęgi militarnej i wieże World Trade Centre - symbol „imperializmu ekonomicznego”. Szok był jeszcze większy, gdy ujawniono, że z 19 zamachowców-samobójców 15 miało paszporty Arabii Saudyjskiej, jednego z nielicznych państw muzułmańskich, które postrzegano w USA jako ważnego partnera gospodarczego i politycznego sojusznika. Dlaczego właśnie obywatel „sojuszniczego” państwa, szejk Osama Bin Laden, zorganizował światową sieć terrorystyczną, w której działało również wielu obywateli saudyjskich? Aby odpowiedzieć na to pytanie, trzeba wyjaśnić, jak doszło do powstania państwa, które nosi nazwę Arabia Saudyjska.

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Półwysep Arabski, kolebka islamu, zamieszkiwany był przez plemiona arabskie. Do X wieku były one pod władzą kalifów, lecz z czasem uzyskiwały coraz większą niezależność i zaczęły tworzyć emiraty. W XVIII wieku natomiast, za sprawą Muhammada Ibn Sauda oraz religijnego reformatora Ibn Abd al-Wahhaba, rozpoczął się proces jednoczenia plemion arabskich, który doprowadził do powstania państwa, na którego czele stał ród Saudów, a religią była odmiana islamu zwana wahhabizmem. Dziś, na początku XXI wieku, Arabia Saudyjska istnieje jako państwo dzięki porozumieniu podpisanemu w 1744 r. między szefem plemiennym a radykalnym reformatorem religijnym! Władza jest w rękach królewskiej rodziny Saudów (ocenia się, że ród liczy ok. 7 tys. członków), która zarządza olbrzymimi dochodami ze sprzedaży ropy naftowej oraz jest gwarantem islamskiego, ortodoksyjnie religijnego charakteru państwa. Na czele rodu i państwa stoi król Fahd, który ze wzglęgu na zły stan zdrowia przekazał władzę księciu Abdallahowi, następcy tronu. W Arabii Saudyjskiej nie ma parlamentu ani konstytucji, nie działają partie polityczne, kodeks prawa odzwierciedla szarijat - prawo muzułmańskie, na fladze państwa, która ma kolor zielony - kolor islamu, umieszczono wyznanie wiary w jedynego Boga - szahada. Muzułmanie uznają całe terytorium państwa za haram, tzn. świętą ziemię Mekki i Medyny. Oznacza to, że zabronione jest tam wyznawanie jakiejkolwiek innej religii oprócz islamu. Całkowity brak wolności religijnej stanowi wielki problem dla zagranicznych robotników i specjalistów pracujących w Arabii Saudyjskiej - jest ich ogółem 8,8 mln!, wśród których - ok. 800 tys. katolików, głównie Filipińczyków. Nie mają oni prawa do miejsc kultu, nie mogą odprawiać Mszy św. ani przywozić przedmiotów kultu i książek religijnych. Nad przestrzeganiem tych restrykcji czuwa specjalna policja religijna, tzw. mutawa’in. To ona kontroluje również, czy przestrzegany jest post w ramadanie, czy sklepy są zamknięte na czas obowiązkowej modlitwy, czy ubiór kobiet odpowiada normom religijnym, czy ktoś nie handluje alkoholem (wyznawcy islamu nie mogą pić napojów alkoholowych) itp. W praktyce kult chrześcijański jest tolerowany, ale jedynie w rodzinie, w prywatnych mieszkaniach, natomiast władze surowo zwalczają wszelkie inne formy działalności religijnej. Nie trzeba też podkreślać, że niemożliwa jest tu działalność ewangelizacyjna, a za prozelityzm grozi nawet kara śmierci.
Ta najbardziej teokratyczna, antydemokratyczna monarchia absolutna świata stała się sojusznikiem Stanów Zjednoczonych - państwa, które uważa się za ostoję demokracji i swobód obywatelskich. historia tego „nienaturalnego” aliansu jest długa. Już w 1933 r. amerykańskie koncerny naftowe uzyskały koncesję na poszukiwanie i wydobycie ropy naftowej. Natomiast pod koniec wojny, w lutym 1945 r., na amerykańskim okręcie wojennym doszło do spotkania prezydenta Roosevelta z królem Ibn Saudem - przywódca superpotęgi, która wygrała wojnę, ściskał rękę „właściciela” największych na świecie złóż ropy naftowej. Rezultatem tego było podpisanie paktu, który gwarantował Arabii Saudyjskiej ochronę ze strony USA w zamian za możliwość eksploatacji saudyjskiej ropy przez amerykańskie koncerny naftowe. Amerykańsko-saudyjskie „małżeństwo z rozsądku” przetrwało wiele burz dziejowych, które wstrząsały światem w ostatnim półwieczu, jednak zamachy z 11 września 2001 r. uprzytomniły Amerykanom, że nie można dłużej żyć w obłudzie. Arabia Saudyjska w ostatnich latach była nie tylko eksporterem ropy, ale także najbardziej nietolerancyjnego i antyzachodniego fanatyzmu wahhabickiego. Dolary, miliardy dolarów, uzyskiwane ze sprzedaży ropy, służyły propagowaniu islamu na całym świecie, budowie i finansowaniu setek meczetów, szkół koranicznych i ośrodków charytatywnych. Saudyjskie bogactwo naftowe oddano na służbę projektowi podboju świata przez islam. Wiele meczetów i ośrodków charytatywnych stało się kuźniami islamskiego terroryzmu. Stany Zjednoczone nie mogły już dłużej łudzić się, że Arabia Saudyjska jest godnym zaufania sojusznikiem. Saudowie zauważyli, że tracą grunt pod nogami i w celu odzyskania zaufania Amerykanów zaczęli kontrolować przepływ pieniędzy, które formalnie miały trafiać do kas islamskich ogranizacji charytatywnych na całym świecie, a w rzeczywistości służyły finansowaniu organizacji fundamentalistycznych i terrorystycznych. Zaczęto również tropić członków al-Kaidy w samej Arabii Saudyjskiej, a niedawno ambasador saudyjski w USA zapowiedział, że władze podjęły bezkompromisową wojnę z terroryzmem. Odkryto kilka „komórek” organizacji i uwięziono jej wielu domniemanych członków. Odpowiedzią na represje władz były zamachy bombowe na dzielnice rezydencjalne Ar-Rijadu, dokonane 12 maja i 8 listopada 2003 r., atak na ośrodek naftowy Yanbu nad Morzem Czerwonym i rzeź cudzoziemców w Al Khobar. Podczas niektórych z tych akcji terroryści ciągnęli ciała zabitych „niewiernych” za samochodami i nawoływali ludzi do dżihadu - świętej wojny. W kwietniu tego roku natomiast terrorystom udało się zaatakować jeden z najlepiej strzeżonych ośrodków władz księstwa - kwaterę główną policji saudyjskiej. W komunikacie wydanym po ataku brygady al-Haramain (al-Haramain to nazwa dwóch świętych meczetów w Mekce i Medynie) przyznały się do zamachu, twierdząc, że wyeliminowały lub raniły „dziesiątki żołnierzy i dowódców struktury kryminalnej i zdradzieckiej, która sprzeciwia się Bogu, jego Prorokowi i jego wiernym”. Zwolennikom Bin Ladena bynajmniej nie przeszkadza fakt, że Koran potępia świadome zabijanie muzułmanów przez muzułmanów (w swym postępowaniu naśladują tzw. takfir - członków sekty islamskiej, którzy pozwalają na dokonywanie zbrodni na muzułmanach dla „dobra islamu”).
Akcje terrorystyczne w Arabii Saudyjskiej świadczą o istnieniu tam solidnych struktur al-Kaidy. Sytuacja jest tym bardziej niepokojąca, iż organizacja Bin Ladena może liczyć tam na pomoc finansową i logistyczną rzeszy sympatyków. Są wśród nich młodzi ludzie - 50% obywateli państwa ma mniej niż 18 lat - wywodzący się z zamożnych rodzin saudyjskich, zbuntowani przeciwko skompromitowanej rodzinie Saudów i uważający się za obrońców „prawdziwego” islamu, ale również wojskowi i - jak się przypuszcza - niektórzy członkowie rodziny królewskiej. Członkowie i sympatycy al-Kaidy od lat przenikają do struktur religijnych i wojskowych, do służb bezpieczeństwa i administracji państwowej. W ten sposób Bin Laden stara się doprowadzić do zamachu stanu przeciwko „skorumpowanemu i zdemoralizowanemu reżimowi” Saudów, który winny jest również wpuszczenia na „świętą ziemię islamu” niewiernych żołnierzy (dziś wojska amerykańskie opuściły Arabię Saudyjską i stacjonują w innych państwach Zatoki Perskiej). Daje do myślenia fakt, że nagle 31 sierpnia 2001 r. król Fahd usunął ze stanowiska księcia Turki al Feisala, który od ćwierć wieku stał na czele wszechobecnych służb wywiadowczych. Obserwatorzy saudyjskiej sceny politycznej twierdzą, że książę wszedł w układy z Bin Ladenem, który w zamian za duże sumy pieniędzy zobowiązał się nie dokonywać zamachów na terenie Arabii Saudyjskiej. Dlaczego jednak to „zawieszenie broni” zostało przerwane? Jakie są cele, które stawia sobie dziś „szejk terroru”? Półwysep Arabski w ideologii religijnej al-Kaidy zajmuje miejsce szczególne. Jest to kolebka religii i święta ziemia islamu, dlatego powinna być rządzona przez „pobożnych” władców, a nie przez „zdrajców” Saudów. Saudom należy odebrać kontrolę nie tylko nad „miejscami świętymi”, ale także nad „czarnym złotem” Arabii - ropą naftową, a są to jedne z największych złóż, stanowiące ok. 25% światowych zasobów tego surowca. Bin Ladenowi nie chodzi jedynie o kontrolę nad olbrzymimi wpływami ze sprzedaży, lecz przede wszystkim o możliwości użycia ropy naftowej jako broni przeciwko znienawidzonemu Zachodowi. Gospodarka zachodnia nie może obyć się bez ropy naftowej - przekonaliśmy się o tym w czasach tzw. kryzysu naftowego w 1973 r. - a Arabia Saudyjska produkuje dziennie ok. 8,5 mln baryłek (18% tej produkcji eksportuje się do USA). Kontrolując produkcję ropy, al-Kaida mogłaby szantażować nie tylko kraje uprzemysłowione, lecz cały świat.
Dziś na ziemi proroka Mahometa toczy się walka na śmierć i życie, a od jej rezultatu zależy nie tylko los dynastii Saudów i Arabii Saudyjskiej, lecz w pewnej mierze również los świata. Niestety, nie wszyscy zdają sobie z tego sprawę.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2004-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Rozważania na niedzielę: Jak się uczyć miłości?

2024-05-02 20:31

[ TEMATY ]

rozważania

ks. Marek Studenski

Mat.prasowy

To jest wręcz szalone że współczucie i empatia mogą zmienić świat szybciej niż konflikty i przemoc. Każdego dnia doświadczamy sytuacji, które testują naszą wrażliwość - naszą miłość do siebie samego do bliźnich i oczywiście do Boga.

Czy możemy się tak przygotować by te testy zdać pomyślnie, by one nas nie rozbiły?

CZYTAJ DALEJ

Nabożeństwo pięciu pierwszych sobót miesiąca

[ TEMATY ]

pierwsze soboty miesiąca

Karol Porwich/Niedziela

Osobom, które będą uczestniczyć w pierwszosobotnich nabożeństwach, Maryja obiecuje towarzyszenie w chwili śmierci i ofiarowanie im wszystkich łask potrzebnych do zbawienia.

1. Wielka obietnica Matki Bożej Fatimskiej

CZYTAJ DALEJ

Ks. Węgrzyniak: miłość owocna i radosna dzięki wzajemności

2024-05-04 17:05

Archiwum ks. Wojciecha Węgrzyniaka

Ks. Wojciech Węgrzyniak

Ks. Wojciech Węgrzyniak

Najważniejszym przykazaniem jest miłość, ale bez wzajemności miłość nigdy nie będzie ani owocna, ani radosna - mówi biblista ks. dr hab. Wojciech Węgrzyniak w komentarzu dla Vatican News - Radia Watykańskiego do Ewangelii Szóstej Niedzieli Wielkanocnej 5 maja.

Ks. Węgrzyniak wskazuje na „wzajemność" jako słowo klucz do zrozumienia Ewangelii Szóstej Niedzieli Wielkanocnej. Podkreśla, że wydaje się ono ważniejsze niż „miłość" dla właściwego zrozumienia fragmentu Ewangelii św. Jana z tej niedzieli. „W piekle ludzie również są kochani przez Pana Boga, ale jeżeli cierpią, to dlatego, że tej miłości nie odwzajemniają” - zaznacza biblista.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję