Reklama

Chciałbym tego doczekać

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Milena Kindziuk: - Czy dziś, kiedy zbliża się kolejna rocznica śmierci ks. Jerzego Popiełuszki, sięga Ksiądz Prymas pamięcią do tamtych dni?

Kard. Józef Glemp: - Te myśli powracają dosyć często. Są chwile, że przed oczami staje mi zarówno sam ks. Popiełuszko, jak i tamte wydarzenia sprzed lat.

- Kiedyś Eminencja powiedział, że to było chyba najtrudniejsze doświadczenie w całej posłudze biskupiej i prymasowskiej…

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

- Tak… Zastanawiam się nieraz, czy można było go uratować. Ludzie życzliwi ks. Jerzemu przyszli wraz z nim i proponowali wysłanie go na studia, może do Rzymu. Ks. Jerzy wyjechałby na moje polecenie, ale osobistej zgody na wyjazd nie wyraził.

- Dlatego te myśli wciąż wracają?

- Był to przecież dramat. Także mój dramat. Tragicznie zakończyło się życie mojego księdza. A ja każdego z kapłanów traktowałem po ojcowsku. Zarówno tych, których postawa była godna naśladowania, jak i tych, którzy przeżywali trudności czy się jakoś zagubili. To są przecież moi księża. I oni wszyscy często stają mi w pamięci.
Zawsze przeżywałem też śmierć każdego księdza, zdarzało się, że byłem świadkiem śmierci moich kapłanów, i to były trudne doświadczenia. Takie przeżycia biskupa bardzo dotykają. Śmierć ks. Popiełuszki była dla mnie jednak najbardziej tragiczna.

- Dlatego z ust Księdza Prymasa padły tak przejmujące słowa na placu Teatralnym w Warszawie w roku 2000: „Pozostaje na moim sumieniu jako ciężar to, że nie zdołałem ocalić życia ks. Jerzego Popiełuszki, mimo podejmowanych w tym kierunku wysiłków. Niech mi to Bóg przebaczy, może taka była Jego święta wola”.

- Żałuję, że nie mogłem ocalić życia ks. Popiełuszki. Ani starania moje, ani abp. Dąbrowskiego nie przynosiły skutków. Przeniesienie ks. Jerzego poza Warszawę (wyjazd do Rzymu był wspominaną możliwością) mogło uspokoić środowisko przy kościele św. Stanisława Kostki, gdyż każdy następca ks. Jerzego nie zdołałby przyciągnąć tłumów - to sprawiał szczególny charyzmat ks. Jerzego. Nie mogłem jednak nakazać ks. Jerzemu wyjazdu poza Warszawę, gdyż to byłoby odczytane jako kolaboracja z władzą i usunięcie niewygodnego kapłana na polecenie władzy. Wspomniałem kiedyś, że gdyby kard. Wyszyński był na moim miejscu, postąpiłby tak samo. I w tym, co się stało, widzę wolę Bożą. Dlatego trzeba dobrze zrozumieć, co było polityką, a co sprawą wiary. Gdy ktoś dobrze tego nie rozezna, może łatwo spłycić wszystko.

- Księże Prymasie, ale przecież gdyby nie ta męczeńska śmierć, gdyby ks. Jerzy się uratował, nie byłby teraz sługą Bożym.

- Tak, jeżeli ks. Popiełuszko zostanie beatyfikowany, to znaczy, że Pan Bóg tak chciał.

- Czy te złożone sprawy odda powstający teraz film „Popiełuszko”, z którym Ksiądz Prymas miał możność się zetknąć w czasie jego realizacji?

- Nie wiem, czy uda się oddać te wszystkie niuanse, ale chciałbym, aby się udało, aby ta sprawa przeszła do historii w prawdziwym świetle. Dlatego zresztą zdecydowałem się wziąć udział w tym filmie.

- To będzie hit: Prymas Polski w jednej z głównych ról w filmie „Popiełuszko”!

- Mnie to niczego nie ujmuje. Jest to powtórzenie rzeczywistych zdarzeń, artystyczne ujęcie przeszłości, która miała miejsce, którą przeżywałem. Skoro ojcowie paulini mogą zagrać siebie w sytuacjach, w których przed wieloma laty uczestniczyli, czy podobnie inne osoby, na przykład pani Maja Komorowska, to dlaczego ja miałbym się nie zgodzić na odtworzenie tamtych czasów na planie, stawiając siebie w sytuacji, która miała miejsce. Musiałem zatem zachowywać się jak aktor, uczyłem się roli, byłem poddany charakteryzacji…

- Jaka scena była najtrudniejsza do zagrania?

- Chyba rozmowa z ks. Popiełuszką w warszawskim seminarium, podczas której ostrzegałem go, prosiłem, by był ostrożniejszy. W tej scenie może odszedłem nieco od tekstu scenariusza, bo usiłowałem odtworzyć ją tak, jak to zostało w mojej pamięci. Reżyser w tym pomagał.

- W tej rozmowie ks. Jerzy czuł się niezrozumiany, jak zanotował w swoich „Zapiskach”.

- Rzeczywiście, z tego spotkania ks. Popiełuszko odnotował bardzo przykre słowa. Są one dla mnie krzywdzące. Staram się jednak wytłumaczyć psychologicznie reakcję bardzo ważnego kapłana, do którego Wałęsa zwracał się per „ty”. Był czas, że ks. Popiełuszko czuł się kimś wyjątkowym. „Przecież to mnie słuchają, mnie oczekują w konfesjonale, ja im mówię” - przekonywał. A ja odpowiadałem: „Wdzięczny jestem za Twoją gorliwość, ale pamiętaj, że mamy więcej kapłanów gorliwych, nauczających, spowiadających”.
Rozmowa spełniła jednak swoją rolę, bo potem wszystko wróciło do normy.

- Odmowa wyjazdu poza Warszawę była zatem aktem nieposłuszeństwa wobec swojego przełożonego?

- Nie, tak bym nie powiedział. Propozycja zmiany miejsca pracy ks. Jerzego wyszła od osób mu przyjaznych. Sam widziałem w tym szansę rozwiązania problemu, bo ks. Popiełuszko znalazł się w niebezpieczeństwie i mógł być wciągnięty w wir gry politycznej. Ale on mimo wszystko nie chciał się wycofać, nie chciał zrezygnować z głoszenia prawdy. Wiedział, że ludzie mu ufają i że go potrzebują. I ja chciałem to uszanować.

- Władze państwowe wciąż wywierały wtedy naciski na Kurię Warszawską i na Sekretariat Episkopatu, by powstrzymać działalność ks. Popiełuszki i go uspokoić, prawda?

- Tak. Również bezpośrednio na bp. Władysława Miziołka, na abp. Bronisława Dąbrowskiego oraz szczególnie na bp. Kazimierza Romaniuka. My jednak nie mogliśmy powstrzymywać kapłana, by przestał głosić Ewangelię. A ks. Popiełuszko zajmował się właśnie jej głoszeniem. Całe jego nauczanie wypływało z Ewangelii. Nie wiem, by coś innego czynił poza modlitwą i przepowiadaniem słowa Bożego. Nigdy też nie wzywał do niepokojów społecznych, nikomu nie ubliżał, nie nakłaniał do buntu wobec władz. Interesowała go tylko godność człowieka, jego wiara i relacja do Boga. Znałem jego kazania. W Kurii mieliśmy z nich relacje, były też nagrania. Rozmawialiśmy również w Kurii o tym, że jest śledzony, że do jego „kawalerki” (poza plebanią) podrzucono jakieś materiały, podobno pociski. On sam bezpośrednio mi o tym nie mówił, nie skarżył się.
To był naprawdę gorliwy duszpasterz, oddany ludziom. Swoją gorliwość kierował przede wszystkim do robotników. Znał ich trudy, przybliżał im naukę społeczną Kościoła. Wierzył, że nadejdzie czas prawdy, że prawda będzie u podstaw nowego ładu społecznego. Był też bardzo oddany służbie zdrowia, której był kapelanem, wykazywał wiele troski o życie nienarodzonych. Wreszcie, dostrzegałem jego wyjątkowe zaangażowanie w sprawy młodzieży. Pamiętam spotkanie w 1981 r., kiedy przyszedł do mnie ze studentami Wyższej Szkoły Pożarniczej. Było to wkrótce po strajku, który ci chłopcy ogłosili. Zostali za to wyrzuceni z uczelni. Szukali rozwiązania, spodziewali się pomocy od Kościoła. Dlatego ks. Popiełuszko przyprowadził ich wtedy do mnie. Widziałem, jak bliskie są mu problemy tych młodych ludzi i jak wiele jest w stanie dla nich uczynić. Nawet kosztem własnego zdrowia, wypoczynku czy snu. Chłopcy ci przeszli później pod opiekę Politechniki Warszawskiej, gdzie mogli liczyć na pomoc rektora Władysława Findeisena.

- Na jednym ze spotkań, w lutym 1984 r., Ksiądz Prymas wręczył ks. Popiełuszce książkę „Sztygar Bożej kopalni”, ze swoją dedykacją. Dla ks. Jerzego była to znacząca oznaka życzliwości jego biskupa w czasie narastającej publicznej nagonki na niego.

- Zawsze miał zapewnioną naszą życzliwość. Wiedział, kim dla niego jest biskup. Cieszył się także uznaniem swoich kolegów księży, chociaż niektórzy uważali też, że posuwa się za daleko. W tych latach pokładano wielką nadzieję w ruchu ideowym, jaki skupiał się wokół „Solidarności”. Młodzi ufali, że przyniesie on szybką przemianę, stworzy nowy ład, nie tylko społeczny, i że trzeba działać zdecydowanie. Ja nie podzielałem wtedy takiego poglądu. Byłem bardziej ostrożny. Starałem się widzieć sytuację całościowo.

- O porwaniu ks. Popiełuszki dowiedział się Ksiądz Kardynał 20 października 1984 r.

Reklama

- Przebywałem wtedy w Koszalinie. Uczestniczyłem tam w inauguracji roku akademickiego w Wyższym Seminarium Duchownym Diecezji Koszalińsko-Kołobrzeskiej. Pamiętam, że wokół całej sprawy było już głośno. Nikt z nas nie przypuszczał jednak wtedy, że ks. Popiełuszko nie żyje. Ja też nie brałem takiej możliwości pod uwagę. Nie spodziewałem się takiego scenariusza wydarzeń. Byłem przekonany, że najpóźniej po 48 godzinach go wypuszczą, tak jak już nieraz bywało.
Następnego dnia, zgodnie z planem, konsekrowałem konkatedrę w Kołobrzegu, a potem wyjechałem do Berlina. Wizyta ta była już dawno umówiona i przygotowana. Wydawało się też, że sprawa porwania szybko się wyjaśni. Ale z coraz większym niepokojem zacząłem obserwować dalszy bieg zdarzeń. Ks. Popiełuszko wciąż nie wracał, słuch o nim zaginął. Toteż natychmiast po powrocie do Polski, 25 października, wydałem odezwę w sprawie uprowadzenia i prosiłem o modlitwy w jego intencji w kościołach archidiecezji warszawskiej. A następnego dnia, wraz z bp. Kazimierzem Romaniukiem, udałem się do kościoła św. Stanisława Kostki i odprawiłem tam Mszę św. Atmosfera była bardzo napięta, wokoło stały tłumy ludzi, którzy dzień i noc modlili się o ocalenie uprowadzonego Kapłana.
Doskonale pamiętam również tragiczny dzień 30 października 1984 r., kiedy nadeszła wiadomość o znalezieniu ciała w Wiśle. Przeżyłem szok. Wprawdzie była to śmierć zapowiadana, grożono nią wcześniej, były różne ostrzeżenia, prowokacje, zdawałem też sobie sprawę, że to porwanie jest groźne i może być niebezpieczne, ale nie spodziewałem się, że zostanie zamordowany i to w tak okrutny sposób. Wiem, że komuniści bardzo się wtedy bali, co będzie się dalej działo w Polsce.
Do dziś do końca nie wiemy, czy chodziło o zemstę kilku ludzi z Departamentu IV, nastawionych wrogo do kapłana, którzy nadto czuli się bezsilni wobec głosiciela Ewangelii, czy raczej była to sprawa całego ówczesnego systemu, który nie chciał dopuścić do tego rodzaju nauczania. A może jedno i drugie. Także inni księża narażali się temu systemowi, stając w obronie prawdy. Niektórzy chcieli nawet naśladować Msze św. z kościoła św. Stanisława Kostki. Ale bohaterem naprawdę był ks. Popiełuszko.

- Czy dzisiaj, po upływie niemal trzydziestu lat od tamtych wydarzeń, postąpiłby Ksiądz Prymas tak samo?

- Sądzę, że tak. Nie mógłbym inaczej postąpić wobec księdza, który głosił prawdę. Oczywiście, gdyby wyjechał, to by go nie porwano i dzisiaj by żył. Ale musiałby zaprzeć się siebie i swoich zasad, także wyznawanych prawd. Musiałby przestać być rzecznikiem wolności Kościoła. A takim rzecznikiem przecież był.
To, czy postąpiłem słusznie, okaże się jednak wtedy, gdy ks. Popiełuszko zostanie ogłoszony świętym.

- Księże Prymasie, czy będzie miejsce poświęcone ks. Jerzemu w świątyni Opatrzności Bożej w Warszawie? Czy to pomoże propagować przesłanie ks. Popiełuszki?

- Uważam, że w propagowaniu przesłania ks. Jerzego bardzo pomaga istniejące już jego muzeum w kościele na warszawskim Żoliborzu. Jego powstanie jest ogromną zasługą proboszcza ks. Zygmunta Malackiego, który był bardzo wytrwały, dzięki czemu udało mu się doprowadzić to wielkie dzieło do końca.
Oczywiście, w świątyni Opatrzności Bożej, gdy jej budowa zostanie zakończona, będzie dziedziniec poświęcony polskim świętym i orężowi polskiemu. Z pewnością znajdzie się tam miejsce dla ks. Popiełuszki. Być może w przyszłości stanie tam również jego posąg, choć na to potrzeba trochę lat. Chciałbym jednak tego doczekać.

W 23. rocznicę męczeńskiej śmierci ks. Jerzego Popiełuszki - 19 października 2007 r. o godz. 18 w kościele św. Stanisława Kostki w Warszawie zostanie odprawiona uroczysta Msza św. Będzie jej przewodniczyć abp Kazimierz Nycz, metropolita warszawski, który wygłosi również homilię. Tradycyjnie w Eucharystii wezmą udział: mama ks. Jerzego - Marianna Popiełuszko, przedstawiciele władz oraz delegacje „Solidarności” z całej Polski.

W imieniu realizatorów składam serdeczne podziękowania wszystkim czytelnikom „Niedzieli”, pielgrzymom i statystom, którzy swoim udziałem w zdjęciach, modlitwą i życzliwością wspierają realizację filmu fabularnego o życiu i męczeństwie księdza Jerzego pt. „Popiełuszko”.
Producent filmu „Popiełuszko” - Julita Świercz-Wieczyńska

2007-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Bratysława: Kościół modli się za rannego premiera i apeluje o pokój społeczny

2024-05-15 19:56

[ TEMATY ]

premier

Słowacja

PAP/EPA/JAKUB GAVLAK

Życzę Panu Premierowi szybkiego powrotu do zdrowia, a wiernych wzywam do modlitwy o pokój dla naszej Ojczyzny i wszystkich obywateli Republiki Słowackiej - napisał w związku z atakiem na premiera Roberta Fico przewodniczący Konferencji Episkopatu Słowacji abp. Bernard Bober.

„Wyrażam głębokie ubolewanie z powodu nieszczęścia, które spotkało premiera Roberta Fico. Potępiam przemoc, nienawiść i agresję, które jedynie rodzą dalsze zło i pogłębiają polaryzację w społeczeństwie. Apeluję do sumień wszystkich, nie bądźmy obojętni, bądźmy budowniczymi pokoju. Nie krzywdźmy się wzajemnie, ale umacniajmy dobro, które jest w każdym człowieku. W modlitwie życzę Panu Premierowi szybkiego powrotu do zdrowia, a wiernych wzywam do modlitwy o pokój dla naszej Ojczyzny i wszystkich obywateli Republiki Słowackiej” - napisał abp Bober.

CZYTAJ DALEJ

Święty oracz

Niedziela przemyska 20/2012

W miesiącu maju częściej niż w innych miesiącach zwracamy uwagę „na łąki umajone” i całe piękno przyrody. Gromadzimy się także przy przydrożnych kapliczkach, aby czcić Maryję i śpiewać majówki. W tym pięknym miesiącu wspominamy również bardzo ważną postać w historii Kościoła, jaką niewątpliwie jest św. Izydor zwany Oraczem, patron rolników.
Ten Hiszpan z dwunastego stulecia (zmarł 15 maja w 1130 r.) dał przykład świętości życia już od najmłodszych lat. Wychowywany został w pobożnej atmosferze swojego rodzinnego domu, w którym panowało ubóstwo. Jako spadek po swoich rodzicach otrzymać miał jedynie pług. Zapamiętał również słowa, które powtarzano w domu: „Módl się i pracuj, a dopomoże ci Bóg”. Przekazy o życiu Świętego wspominają, iż dom rodzinny świętego Oracza padł ofiarą najazdu Maurów i Izydor zmuszony był przenieść się na wieś. Tu, aby zarobić na chleb, pracował u sąsiada. Ktoś „życzliwy” doniósł, że nie wypełnia on należycie swoich obowiązków, oddając się za to „nadmiernym” modlitwom i „próżnej” medytacji. Jakież było zdumienie chlebodawcy Izydora, gdy ujrzał go pogrążonego w modlitwie, podczas gdy pracę wykonywały za niego tajemnicze postaci - mówiono, iż były to anioły. Po zakończonej modlitwie Izydor pracowicie orał i w tajemniczy sposób zawsze wykonywał zaplanowane na dzień prace polowe. Pobożna postawa świętego rolnika i jego gorliwa praca powodowały zawiść u innych pracowników. Jednak z czasem, będąc świadkami jego świętego życia, zmienili nastawienie i obdarzyli go szacunkiem. Ta postawa świętości wzbudziła również u Juana Vargasa (gospodarza, u którego Izydor pracował) podziw. Przyszły święty ożenił się ze świątobliwą Marią Torribą, która po śmierci (ok. 1175 r.) cieszyła się wielkim kultem u Hiszpanów. Po śmierci męża Maria oddawała się praktykom ascetycznym jako pustelnica; miała wielkie nabożeństwo do Najświętszej Marii Panny. W 1615 r. jej doczesne szczątki przeniesiono do Torrelaguna. Św. Izydor po swojej śmierci ukazać się miał hiszpańskiemu władcy Alfonsowi Kastylijskiemu, który dzięki jego pomocy zwyciężył Maurów w 1212 r. pod Las Navas de Tolosa. Kiedy król, wracając z wojennej wyprawy, zapragnął oddać cześć relikwiom Świętego, otworzono przed nim sarkofag Izydora, a król zdumiony oznajmił, że właśnie tego ubogiego rolnika widział, jak wskazuje jego wojskom drogę...
Izydor znany był z wielu różnych cudów, których dokonywać miał mocą swojej modlitwy. Po śmierci Izydora, po upływie czterdziestu lat, kiedy otwarto jego grób, okazało się, że jego zwłoki są w stanie nienaruszonym. Przeniesiono je wówczas do madryckiego kościoła. W siedemnastym stuleciu jezuici wybudowali w Madrycie barokową bazylikę pod jego wezwaniem, mieszczącą jego relikwie. Wśród licznych legend pojawiają się przekazy mówiące o uratowaniu barana porwanego przez wilka, oraz o powstrzymaniu suszy. Izydor miał niezwykły dar godzenia zwaśnionych sąsiadów; z ubogimi dzielił się nawet najskromniejszym posiłkiem. Dzięki modlitwom Izydora i jego żony uratował się ich syn, który nieszczęśliwie wpadł do studni, a którego nadzwyczajny strumień wody wyrzucił ponownie na powierzchnię. Piękna i nostalgiczna legenda, mówiąca o tragedii Vargasa, któremu umarła córeczka, wspomina, iż dzięki modlitwie wzruszonego tragedią Izydora, dziewczyna odzyskała życie, a świadkami tego niezwykłego wydarzenia było wielu ludzi. Za sprawą św. Izydora zdrowie odzyskać miał król hiszpański Filip III, który w dowód wdzięczności ufundował nowy relikwiarz na szczątki Świętego.
W Polsce kult św. Izydora rozprzestrzenił się na dobre w siedemnastym stuleciu. Szerzyli go głównie jezuici, mający przecież hiszpańskie korzenie. Izydor został obrany patronem rolników. W Polsce powstawały również liczne bractwa - konfraternie, którym patronował, np. w Kłobucku - obdarzone w siedemnastym stuleciu przez papieża Urbana VIII szeregiem odpustów. To właśnie dzięki jezuitom do Łańcuta dotarł kult Izydora, czego materialnym śladem jest dzisiaj piękny, zabytkowy witraż z dziewiętnastego stulecia z Wiednia, przedstawiający modlącego się podczas prac polowych Izydora. Do łańcuckiego kościoła farnego przychodzili więc przed wojną rolnicy z okolicznych miejscowości (które nie miały wówczas swoich kościołów parafialnych), modląc się do św. Izydora o pomyślność podczas prac polowych i o obfite plony. Ciekawą figurę św. Izydora wspierającego się na łopacie znajdziemy w Bazylice Kolegiackiej w Przeworsku w jednym z bocznych ołtarzy (narzędzia rolnicze to najczęstsze atrybuty św. Izydora, przedstawianego również podczas modlitwy do krucyfiksu i z orzącymi aniołami). W 1848 r. w Wielkopolsce o wolność z pruskim zaborcą walczyli chłopi, niosąc jego podobiznę na sztandarach. W 1622 r. papież Grzegorz XV wyniósł go na ołtarze jako świętego.

CZYTAJ DALEJ

Tydzień Laudato si’ w Polsce

2024-05-15 15:27

[ TEMATY ]

papież Franciszek

Laudato si'

Tydzień Laudato Si'

Łukasz Frasunkiewicz

“Tydzień Laudato si’” to inicjatywa watykańskiej Dykasterii ds. Integralnego Rozwoju Człowieka, upamiętniająca opublikowanie encykliki Laudato si' Papieża Franciszka, a przede wszystkim - zaproszenie do wcielania jej przesłania w życie. Obchodzony w tym roku w dniach 19-26 maja pod hasłem “Ziarna nadziei” przypomina nam, że choć czasy, w których żyjemy naznaczone są głębokimi kryzysami, to jako chrześcijanie - pozostajemy ludźmi nadziei, co więcej możemy naszymi postawami i gestami tę nadzieję kultywować i dawać ją innym.

Przesłanie “Laudato si’” - dzisiaj jeszcze bardziej aktualne

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję