Ceremonie otwarcia i zamknięcia pekińskich igrzysk bez wątpienia były najbardziej okazałe ze wszystkich znanych mi tego typu widowisk. Wykorzystanie środków multimedialnych sprawiło, że telewidzowie byli świadkami niezwykle atrakcyjnych wydarzeń. Chińczycy potrafili bowiem umiejętnie połączyć komputerowe animacje z niezwykle dobrze zorganizowaną wręcz armią ludzi, którzy realizowali sugestywny scenariusz, pokazujący zarówno kilkutysięczną historię Państwa Środka, jak i ideę olimpijską. Można powiedzieć, że hasło pekińskich igrzysk („Jeden świat, jedno marzenie”) znalazło swoje odzwierciedlenie nie tylko w pełnych fajerwerków ceremoniach, lecz przede wszystkim w zmaganiach ponad 11 tys. sportowców, którzy zdobyli aż 302 komplety medali. Nawet cień wojny w Gruzji nie był w stanie zasłonić olimpijskiego współzawodnictwa.
Skoro zaś mowa o medalach, nasza reprezentacja przywiozła ich tylko 8 (tekst został zredagowany na cztery dni przed zakończeniem igrzysk). Zarówno olimpijczycy (działacze i trenerzy także), jak i kibice spodziewali się, że będzie ich więcej. Tym bardziej że nasza ekipa jeszcze nigdy nie była tak liczna (prawie 270 zawodników). Niestety, w konkurencjach, w których wydawało się, że jesteśmy naprawdę bardzo mocni (np. w pływaniu, siatkówce, piłce ręcznej czy skoku o tyczce pań) nie zdobyliśmy żadnego krążka. Można powiedzieć, że świat nam nieco pod tym względem odleciał (szczególnie jeśli chodzi o pływanie), choć bez wątpienia cieszą uzyskane rezultaty i miejsca w finałowych rozstrzygnięciach (zazwyczaj bardzo blisko podium).
Mamy trzy złote medale: Tomasza Majewskiego w pchnięciu kulą, Konrada Wasielewskiego, Marka Kolbowicza, Michała Jelińskiego i Adama Korola w wioślarstwie oraz Leszka Blanika w gimnastyce sportowej. Zdobyliśmy też cztery srebrne krążki: drużynowo w szpadzie (Tomasz Motyka, Adam Wiercioch, Radosław Zawrotniak i Robert Andrzejuk), w czwórce bez sternika wagi lekkiej (Łukasz Pawłowski, Bartłomiej Pawełczak, Miłosz Bernatajtys i Paweł Rańda), w podnoszeniu ciężarów w kategorii do 94 kg (Szymon Kołecki) oraz w rzucie dyskiem (Piotr Małachowski). Agnieszka Wieszczek zaś w zapasach w kategorii do 72 kg przywiozła do kraju brązowy krążek.
Wydaje się, że w najbliższym czasie w wielu polskich sportowych związkach nastąpią diametralne zmiany. Okazało się bowiem, że przy okazji olimpiady w Pekinie powychodziły na jaw rzeczy, które do tej pory były skrzętnie skrywane i były związane ze sprawami organizacyjnymi. Być może właśnie dlatego wielu naszych sportowców nie odniosło spodziewanych sukcesów. W każdym razie na pewno nie zawiedli wierni kibice. Nie brakowało ich na chińskich arenach. Przede wszystkim jednak nie brakowało ich w polskich domach, gdzie nocami w oknach było widać niebieskawą poświatę emitowaną przez ekrany telewizorów.
Kontakt:
Pomóż w rozwoju naszego portalu