Reklama

Najbardziej boję się zimy

Niedziela Ogólnopolska 51/2008, str. 48-49

Katarzyna Woynarowska

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Boję się zimy. Wiesz, jak chłód potrafi paraliżować? Jak odbiera chęć do życia? Nocami, gdy wieje wiatr od wschodu, okno drży, jakby pojękiwało. Szron na szybach, wszystko w dotyku lodowate, człowiek kurczy się w sobie, jakby tam szukał odrobiny ciepła. - Halina mieszka od 45 lat w starej kamienicy. Jest emerytowanym pracownikiem sfery budżetowej. Jednym z wielu, o których trudnej codzienności prawie nikt nie wie.
- Ten dom, ta kamienica, to kiedyś była duma miasta. Jedna z najpiękniejszych, reprezentacyjna, okazała. A teraz? Widzisz, jak wilgoć pełza po murach, jak niszczy liszaj? Czujesz ten zapach w klatkach. Wilgoć i kiszona kapusta... Ten dom umiera na naszych oczach. Od lat urzędnicy powtarzają, że kamienica wymaga kapitalnego remontu. Od lat nic się nie dzieje. Powtarzają, że już nie opłaca się inwestować. Ostatnio, gdy prosiłam o pomoc, usłyszałam, że powinnam uzbroić się w cierpliwość, bo remont ma nastąpić za jakieś 4 lata… Dobry Boże, jak przeżyć tutaj 4 zimy?!
Parter to ciąg sklepów, centrum wolontariatu, szkoła baletowa, kościół Adwentystów Dnia Siódmego. Wyżej lokale mieszkalne. Dwa ciemne i mokre podwórka studnie. Wędrujemy na czwarte piętro w bocznej klatce. Wąskie schody, oświetlenie nie działa, ściany odrapane, zabazgrane graffiti, kawałkami odpada tynk. Czarna dziura wiedzie do piwnic niczym do czeluści piekieł…
- Nie wiem i wolę nie wiedzieć, co się tam wyprawia. Wódka, narkotyki, co chcesz… - opowiada Halina.
Drzwi otwiera nam Jan, mąż Haliny, bezrobotny od kilku lat.
- Nikt nie zatrudni dzisiaj 60-letniego mężczyzny z kiepskim zdrowiem - tłumaczy potem. Halina i Jan są bezdzietnym małżeństwem. Mają tylko siebie.
- Na miłość nigdy nie jest za późno. Za to na samotność zawsze za wcześnie. - uśmiechają się.
Mieszkanie ma 38 m2 - to duży pokój z malutkim przedpokojem i jeszcze mniejszą łazienką. W pokoju między dwiema wersalkami, dwoma fotelami, biblioteczką i telewizorem stoi pianino…
- Halinka, jak się ją ładnie poprosi, grywa na nim czasami. Ma piękny głos… - uśmiecha się Jan. Przed pianinem, na taborecie, stoi farelka. Na ścianie reprodukcje klasyki malarstwa i ulubiony święty - o. Pio. „Sprawdzony przyjaciel” - tak go nazywają.
Mieszkanie można ogrzać węglem, ale duży biały piec w rogu pokoju nie nadaje się do użytku od wielu lat. Trzeba by go postawić od nowa. Tylko po co? W piwnicy nie ma jednych całych drzwi. Wszystko zdewastowane. Niektórzy sąsiedzi trzymają więc węgiel w mieszkaniu w specjalnych schowkach albo ogrzewają mieszkanie prądem.
- W tej chwili mamy za oknem 0oC, a w mieszkaniu 6oC - mówi Jan. - Oj, lepiej nie ściągaj kurtki. Poczekaj, najpierw włączę farelkę. Za chwilę naparzę herbaty, tylko niech się tutaj trochę nagrzeje. Bo widzisz, u nas jak włączę czajnik elektryczny, to przedtem muszę wyłączyć farelkę. Korki nie wytrzymują, instalacja stara. Podobnie z pralką. Jak wstawiam pranie, przez jakieś 2 godziny nie grzejemy ani nie pijemy niczego ciepłego. Siedzimy wtedy pod kocami, kołdrami, co mamy pod ręką…
- Chcesz zobaczyć, ile mam warstw ubrania na sobie? Trzy swetry na wierzchu, dwa podkoszulki pod spodem. Dwie pary dresowych gaci i jeszcze rajtki. Janek podobnie. Codziennie chodzimy na długie spacery, bo jak się człowiek rusza, to mu ciepło. Ludzie w domach się ogrzeją, my odwrotnie…
- Pójdziesz ze mną zrobić herbatę?
W malutkiej wnęce stoi stary brązowy kredens, a w nim w idealnym porządku - naczynia, garnki, sztućce. Nad kredensem - zasłonka w szkocką kratę, a za nią to, co się w kredensie nie zmieściło. Obok, na niewielkim stole, jednopalnikowa kuchenka elektryczna.
- Jakieś 45 min trwa, nim udaje mi się zagotować wodę. No i wtedy nie może być włączona ani pralka, ani farelka. Coś za coś… - żartuje Halina.
- Przygotowanie na tym czymś obiadu musi graniczyć z cudem…
Halina wzrusza ramionami. - Nie stać nas już na codzienne gotowanie.
Wyjmuję kubki, a w kredensie mokro. Wilgotne słoiki, talerze, szklanki jak we mgle.
- Wilgoć - mówi filozoficznie Janek i wskazuje na okno.
Okno ma jakieś pół metra na pół, pouszczelniane jak się tylko da pakułami i tekturą. Wieje chłodem.
- Gdy chwyta mróz, wokoło tworzy się taki lodowy wałeczek. Wtedy okno przestaje drżeć od wiatru. Oj, lepiej nie dotykaj, bo jeszcze wypadnie… a nie mamy za co wprawić nowszego…
- Zimą w ciągu dnia włączamy farelkę tylko na chwilę, potem wyłączamy. Jak nie wytrzymujemy, znów na chwilę włączamy i tak w kółko, aż do zmroku. Potem gorąca herbata z cytryną i wskakujemy pod kołdry. Jak najmniej świecimy światła. Telewizor daje poświatę. Pocieszamy się, opowiadamy sobie o lecie, o kwiatach, o upalnych dniach, i liczymy czas do wiosny…
- Musisz szybko włożyć herbatę do kubka, za chwilę już się nie zaparzy. Woda szybko stygnie - ponagla mnie Jan.
Łazienka. Wąska kiszka. Ledwie przeciśniesz się między wanną a pralką. W głębi sedes, z nieczynną spłuczką. Potykam się o jakąś szafkę. Górne oświetlenie nie działa, tzn. najpierw żarówka długo mruga, a potem gaśnie. Trzeba nią potrząsać, to zaświeci. Tylko że za każdym razem trzeba by stawiać drabinę, żeby się do niej dostać. Łatwiej jest na parapecie okna postawić lampkę. Daje niewiele światła, ale człowiek odróżni przynajmniej części wyposażenia. Na nieszczęście w łazience też jest okno.
- Lepiej go nie dotykaj… - słyszę ostrzeżenie. I oczywiście żadnego ogrzewania.
W czystej wannie dwie miski. Jedna służy do spłukiwania toalety, druga do mycia. Bo wanny używać nie sposób z prostej przyczyny - nie działa odpływ. Stare rury zaszły kamieniem. Woda wylewa się więc na podłogę. Wezwany onegdaj hydraulik orzekł, że wszystko nadaje się do wymiany i remontu. Elektryk powtórzył jego słowa.
- A co, jeśli człowieka nie stać na kapitalny remont mieszkania, które tylko wynajmuje? - pytam.
- No to ten człowiek ma kłopot - wyjaśnia Janek. - Zasada jest taka, że to, co na zewnątrz mieszkania, wykonuje właściciel, a to, co w środku lokalu - najemca, czyli ja z Halinką… Praktycznie jesteśmy więc bez szans na lepsze życie. Zero nadziei…
Metoda mycia się zimą wygląda tak. Woda w elektrycznym bojlerze nagrzewa się kilka godzin, więc kąpiel, ze względów finansowych, odbywa się raz w tygodniu.
- Codziennie natomiast myjemy się etapami. Najpierw wstawiamy do łazienki farelkę. Po kwadransie, jakżeś zuch, zaczniesz się rozbierać. Myć trzeba się w dwóch etapach. Najpierw od pasa, potem do pasa. Na każdym etapie człowiek do połowy musi być ubrany… Inaczej nie wytrzymasz.
Lekarz kazał Halince dobrze się odżywiać, brać leki i regularnie ćwiczyć. Bo Halinka ma raka. Pół roku temu odjęto jej jedną pierś. Codzienna rehabilitacja jest warunkiem powrotu do życia w jako takiej sprawności.
- 30 min ćwiczeń dzień po dniu, a ja jestem ubrana jak polarnik. Trudna sprawa. Część ćwiczeń wymaga położenia się na podłodze. Przyłóż rękę do dywanu. Czujesz, jak ciągnie? Nerki zaczęły mnie pobolewać, to przestałam. Stoję albo siedzę. Ale i tak boli jak diabli. Kazali mi też masować blizny, mięśnie. Tylko jak w tym zimnie rozebrać się do rosołu? Boże dobry, nie narzekałam na swój los, gdy byłam zdrowa. Biednie, ale z honorem, ale teraz nie dajemy rady…
Halina poddana jest obecnie leczeniu farmakologicznemu. Lekarz powtarza nieustannie, że powinna dobrze się odżywiać, wieść spokojne, bezstresowe życie. I nie martwić się. Wtedy kobieta tylko się uśmiecha. Nic nie mówi.
Halina i Jan mają wspólnie 1100 zł dochodu miesięcznie. 200 zł płacą miastu za 38 m2 mieszkania, którego jakość urąga jakimkolwiek standardom. Kolejne 200 zł odkładają na rachunek za prąd, 50 zł - to miesięczny koszt telefonu. Na lekarstwa, jedzenie, środki czystości, ubranie, buty pozostaje im 450 zł - po 7,50 zł na osobę dziennie.
- Zabija nas bezradność, gdziekolwiek pójdziesz, mówią „nie”… Bo jesteśmy za starzy albo te nasze groszowe dochody okazują się zbyt duże dla pomocy społecznej. Mur niechęci, niemożności, czasem sądzimy, że też brak zwyczajnej dobrej woli… Jesteśmy skazani na wymarcie.
W Polsce pomoc społeczna pomaga, gdy dochód na osobę wynosi 351 zł.
Gaśnie światło. Tym razem w całej klatce schodowej. Potykając się o nierówne stopnie, wychodzę na podwórko, prosto w sypiący gęsto pierwszy śnieg. Jest zimniej niż za dnia, więc na górze w pokoju temperatura też spada.
- Najbardziej boimy się zimy... - słyszę jeszcze głos Haliny.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2008-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

św. Katarzyna ze Sieny - współpatronka Europy

Niedziela Ogólnopolska 18/2000

W latach, w których żyła Katarzyna (1347-80), Europa, zrodzona na gruzach świętego Imperium Rzymskiego, przeżywała okres swej historii pełen mrocznych cieni. Wspólną cechą całego kontynentu był brak pokoju. Instytucje - na których bazowała poprzednio cywilizacja - Kościół i Cesarstwo przeżywały ciężki kryzys. Konsekwencje tego były wszędzie widoczne.
Katarzyna nie pozostała obojętna wobec zdarzeń swoich czasów. Angażowała się w pełni, nawet jeśli to wydawało się dziedziną działalności obcą kobiecie doby średniowiecza, w dodatku bardzo młodej i niewykształconej.
Życie wewnętrzne Katarzyny, jej żywa wiara, nadzieja i miłość dały jej oczy, aby widzieć, intuicję i inteligencję, aby rozumieć, energię, aby działać. Niepokoiły ją wojny, toczone przez różne państwa europejskie, zarówno te małe, na ziemi włoskiej, jak i inne, większe. Widziała ich przyczynę w osłabieniu wiary chrześcijańskiej i wartości ewangelicznych, zarówno wśród prostych ludzi, jak i wśród panujących. Był nią też brak wierności Kościołowi i wierności samego Kościoła swoim ideałom. Te dwie niewierności występowały wspólnie. Rzeczywiście, Papież, daleko od swojej siedziby rzymskiej - w Awinionie prowadził życie niezgodne z urzędem następcy Piotra; hierarchowie kościelni byli wybierani według kryteriów obcych świętości Kościoła; degradacja rozprzestrzeniała się od najwyższych szczytów na wszystkie poziomy życia.
Obserwując to, Katarzyna cierpiała bardzo i oddała do dyspozycji Kościoła wszystko, co miała i czym była... A kiedy przyszła jej godzina, umarła, potwierdzając, że ofiarowuje swoje życie za Kościół. Krótkie lata jej życia były całkowicie poświęcone tej sprawie.
Wiele podróżowała. Była obecna wszędzie tam, gdzie odczuwała, że Bóg ją posyła: w Awinionie, aby wzywać do pokoju między Papieżem a zbuntowaną przeciw niemu Florencją i aby być narzędziem Opatrzności i spowodować powrót Papieża do Rzymu; w różnych miastach Toskanii i całych Włoch, gdzie rozszerzała się jej sława i gdzie stale była wzywana jako rozjemczyni, ryzykowała nawet swoim życiem; w Rzymie, gdzie papież Urban VI pragnął zreformować Kościół, a spowodował jeszcze większe zło: schizmę zachodnią. A tam gdzie Katarzyna nie była obecna osobiście, przybywała przez swoich wysłanników i przez swoje listy.
Dla tej sienenki Europa była ziemią, gdzie - jak w ogrodzie - Kościół zapuścił swoje korzenie. "W tym ogrodzie żywią się wszyscy wierni chrześcijanie", którzy tam znajdują "przyjemny i smaczny owoc, czyli - słodkiego i dobrego Jezusa, którego Bóg dał świętemu Kościołowi jako Oblubieńca". Dlatego zapraszała chrześcijańskich książąt, aby " wspomóc tę oblubienicę obmytą we krwi Baranka", gdy tymczasem "dręczą ją i zasmucają wszyscy, zarówno chrześcijanie, jak i niewierni" (list nr 145 - do królowej węgierskiej Elżbiety, córki Władysława Łokietka i matki Ludwika Węgierskiego). A ponieważ pisała do kobiety, chciała poruszyć także jej wrażliwość, dodając: "a w takich sytuacjach powinno się okazać miłość". Z tą samą pasją Katarzyna zwracała się do innych głów państw europejskich: do Karola V, króla Francji, do księcia Ludwika Andegaweńskiego, do Ludwika Węgierskiego, króla Węgier i Polski (list 357) i in. Wzywała do zebrania wszystkich sił, aby zwrócić Europie tych czasów duszę chrześcijańską.
Do kondotiera Jana Aguto (list 140) pisała: "Wzajemne prześladowanie chrześcijan jest rzeczą wielce okrutną i nie powinniśmy tak dłużej robić. Trzeba natychmiast zaprzestać tej walki i porzucić nawet myśl o niej".
Szczególnie gorące są jej listy do papieży. Do Grzegorza XI (list 206) pisała, aby "z pomocą Bożej łaski stał się przyczyną i narzędziem uspokojenia całego świata". Zwracała się do niego słowami pełnymi zapału, wzywając go do powrotu do Rzymu: "Mówię ci, przybywaj, przybywaj, przybywaj i nie czekaj na czas, bo czas na ciebie nie czeka". "Ojcze święty, bądź człowiekiem odważnym, a nie bojaźliwym". "Ja też, biedna nędznica, nie mogę już dłużej czekać. Żyję, a wydaje mi się, że umieram, gdyż straszliwie cierpię na widok wielkiej obrazy Boga". "Przybywaj, gdyż mówię ci, że groźne wilki położą głowy na twoich kolanach jak łagodne baranki". Katarzyna nie miała jeszcze 30 lat, kiedy tak pisała!
Powrót Papieża z Awinionu do Rzymu miał oznaczać nowy sposób życia Papieża i jego Kurii, naśladowanie Chrystusa i Piotra, a więc odnowę Kościoła. Czekało też Papieża inne ważne zadanie: "W ogrodzie zaś posadź wonne kwiaty, czyli takich pasterzy i zarządców, którzy są prawdziwymi sługami Jezusa Chrystusa" - pisała. Miał więc "wyrzucić z ogrodu świętego Kościoła cuchnące kwiaty, śmierdzące nieczystością i zgnilizną", czyli usunąć z odpowiedzialnych stanowisk osoby niegodne. Katarzyna całą sobą pragnęła świętości Kościoła.
Apelowała do Papieża, aby pojednał kłócących się władców katolickich i skupił ich wokół jednego wspólnego celu, którym miało być użycie wszystkich sił dla upowszechniania wiary i prawdy. Katarzyna pisała do niego: "Ach, jakże cudownie byłoby ujrzeć lud chrześcijański, dający niewiernym sól wiary" (list 218, do Grzegorza XI). Poprawiwszy się, chrześcijanie mieliby ponieść wiarę niewiernym, jak oddział apostołów pod sztandarem świętego krzyża.
Umarła, nie osiągnąwszy wiele. Papież Grzegorz XI wrócił do Rzymu, ale po kilku miesiącach zmarł. Jego następca - Urban VI starał się o reformę, ale działał zbyt radykalnie. Jego przeciwnicy zbuntowali się i wybrali antypapieża. Zaczęła się schizma, która trwała wiele lat. Chrześcijanie nadal walczyli między sobą. Katarzyna umarła, podobna wiekiem (33 lata) i pozorną klęską do swego ukrzyżowanego Mistrza.

CZYTAJ DALEJ

W czasie Roku Świętego 2025 nie będzie specjalnego wystawienia Całunu Turyńskiego

W czasie Roku Świętego nie będzie specjalnego wystawienia Całunu Turyńskiego. Zorganizowane zostaną jednak przy nim specjalne czuwania przeznaczone dla młodzieży. Jubileuszową inicjatywę zapowiedział metropolita Turynu, abp Roberto Repole.

- Chcemy, aby odkrywanie na nowo Całunu, niemego świadka śmierci i zmartwychwstania Jezusa stało się dla młodzieży drogą do poznawania Kościoła i odnajdywania w nim swojego miejsca - powiedział abp Repole na konferencji prasowej prezentującej jubileuszowe wydarzenia. Hierarcha podkreślił, że archidiecezja zamierza w tym celu wykorzystać najnowsze środki przekazu, które są codziennością młodego pokolenia. Przy katedrze, w której przechowywany jest Całun Turyński powstanie ogromny namiot multimedialny przybliżający historię i przesłanie tej bezcennej relikwii napisanej ciałem Jezusa. W przygotowanie prezentacji bezpośrednio zaangażowana jest młodzież, związana m.in. z Fundacją bł. Carla Acutisa, który opatrznościowo potrafił wykorzystywać internet do ewangelizacji.

CZYTAJ DALEJ

Redaktor naczelny „Niedzieli”: wiara wymaga od nas odwagi

2024-04-29 15:54

[ TEMATY ]

Jasna Góra

Niedziela

apel

Ks. Jarosław Grabowski

B.M. Sztajner/Niedziela

– Wiara obejmuje zmianę zachowania, a nie tylko powielanie pobożnych praktyk – powiedział ks. Jarosław Grabowski. Redaktor naczelny Tygodnika Katolickiego „Niedziela” poprowadził 28 kwietnia rozważanie podczas Apelu Jasnogórskiego.

– Maryja uczy nas, że wiara to nie tylko ufność, to nie tylko zaufanie Bogu, to nie tylko prosta prośba: Jezu, Ty się tym zajmij. Wiara ogarnia całe życie, by móc je przemienić. To postawa, sposób myślenia i oceniania. Wiara angażuje w sprawy Jezusa i Kościoła – podkreślił ks. Grabowski.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję