Reklama

Rosja, Syberia

100 lat polskości na Syberii

Prawie wszyscy mieszkańcy Irkucka i okolic mają w żyłach przynajmniej kilka kropel polskiej krwi - twierdził ks. Ignacy Pawlus, do niedawna proboszcz polskich kościołów w Irkucku i w Wierszynie

Niedziela Ogólnopolska 32/2010, str. 20-21

Archiwum autora

Kościółek w polskiej wsi Wierszyna

Kościółek w polskiej wsi Wierszyna

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Jeżdżąc po bliższych i dalszych okolicach Bajkału, można spotkać ludzi, którzy - słysząc, że przyjechaliśmy z Polski - wspominają: Mój dziadek, moja prababka, krewni mojego męża czy żony byli Polakami. Pamięć o ich pochodzeniu trwa i jest z dumą przekazywana kolejnym pokoleniom. Mało kto spośród nich zna jeszcze polską mowę. Ale są i tacy, których dzieci, oprócz angielskiego, uczą się także języka polskiego.

Za chlebem

Wyjątkiem jest wieś Wierszyna - wysepka i ostoja polskości - położona około 160 km na północny zachód od Irkucka, a ponad 6000 km od granicy Rzeczypospolitej. Nie mieszkają w niej potomkowie zesłańców, ale ludzie, którzy dokładnie sto lat temu przyjechali tu dobrowolnie, „za chlebem”, w ramach reform Stołypina.
Osadnicy, którzy nie potrafili przystosować się do bardzo trudnych warunków syberyjskiego rolnictwa, podejmowali pracę w kopalniach węgla kamiennego Czeremchowa, w zakładach rzemieślniczych Irkucka, a przede wszystkim na Transsyberyjskiej Magistrali Kolejowej.
W Wierszynie zamieszkali przede wszystkim bezrolni chłopi oraz górnicy z Małopolski, głównie z okolic Zagłębia Dąbrowskiego.
Najpierw jednak w okolice Irkucka pojechała grupa „hodoków” - przedstawicieli rodzin chcących osiedlić się na Syberii. Po powrocie opowiedzieli krewnym i sąsiadom, że jest ziemia, las i włóczące się bezpańskie bydło.
Gdy jesienią 1910 r. - po prawie dwutygodniowej podróży koleją - dotarli na miejsce, okazało się, że ich ziemia częściowo porośnięta jest tajgą, „bezpańskie” bydło należy do tubylczych plemion buriackich, a pierwszymi ich siedzibami będą „bałagany”, czyli budy zrobione z brzozowych gałęzi. Mroźną, syberyjską zimę spędzili w ziemiankach w dolinie rzeczki Idy, zdobywając pożywienie w zamian za ciężką pracę u Buriatów. Wiosną zaczęli karczować las i wznosić pierwsze domy.
Jednak już w 1912 r., z finansową pomocą władz oświatowych, ukończono budowę jednoklasowej szkoły elementarnej, a w 1914 - kościoła pw. św. Stanisława Biskupa (z powodu działań wojennych poświęconego dopiero w 1918 r.).

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

Jak w dalekiej Polsce

Na początku lat trzydziestych - w okresie stalinowskiej kolektywizacji, rozkułaczania, demaskowania wrogów klasowych i ateizacji - w wyniku bardzo sugestywnych agitacji prowadzonych przez bolszewickich aktywistów powstały w Wierszynie dwa kołchozy, obejmujące prawie całą ziemię należącą do mieszkańców. Bogatszych gospodarzy zmuszono do kolektywizacji wysokimi podatkami oraz represyjnymi podejrzeniami o dywersję przeciw władzy ludowej. Każdej rodzinie pozostawiono jedynie działkę przyzagrodową i jedną krowę. Początkowo wprowadzono też - w ramach „walki z analfabetyzmem” - naukę czytania i pisania po rosyjsku (oprócz prowadzonej dotychczas nauki w języku polskim), a już w 1934 r. bolszewicy zakazali nauki języka polskiego w szkole i odprawiania nabożeństw w miejscowym kościółku. Niebawem został on częściowo zniszczony. Bolszewicy wprowadzili też świeckie obrzędy chrztów, ślubów i pogrzebów. Jednak przez następnych kilkadziesiąt lat chrzczono dzieci „z wody” i czyniono starania, by wszystko toczyło się tak jak w dalekiej Polsce.
Kolejne, najbardziej dramatyczne represje dotknęły wierszynian za rzekomą działalność dywersyjno-powstańczą. W 1937 r. osądzonych w sfingowanym procesie i rozstrzelanych zostało 30 mieszkańców wsi.
Potem nastał okres nędzy. Zboże rekwirowano, zabierano cały dobytek, zostawały gołe ściany. W rodzinach pozbawionych mężczyzn dzieci zaprzęgały się do pługów, a matki prowadziły orkę.
Także II wojna światowa liczebnie uszczupliła wieś. Kilku wywodzących się z niej żołnierzy poległo, a kilku innych - kościuszkowców, których szlak wojenny wiódł przez Polskę - osiedliło się w Ojczyźnie.

Odnowiona polskość

Lata pieriestrojki i Jelcynowskiej odwilży spowodowały, że mieszkańcy wsi znów mogą swobodnie kultywować swoją polskość i wiarę. W 1992 r. odbudowano kościół.
Dziś do Wierszyny coraz częściej przyjeżdżają turyści z Polski, wśród nich nasza trzyosobowa grupka osób zauroczonych pięknem Wschodniej Syberii. Z Irkucka jechaliśmy z początku asfaltową, a pod koniec niemal polną drogą. Wierszyna - malowniczo położona w dolinie rzeczki Idy, na pobrzeżu syberyjskiej tajgi, otoczona wzgórzami (wierszynami), w stosunku do mijanych wcześniej rosyjskich i buriackich wsi, robi wrażenie bardzo zadbanej, widać tu rękę gospodarza.
Obok sklepu powitał nas Denis - kilkuletni chłopiec, tutejszy powsinoga - bosy, brudny, ale wygadany i na swój sposób gościnny. Ukłonił się w pas, mówiąc po polsku, z długim zaśpiewem: - Dzień dobry, państwu. Cieszę się, że przyjechaliście. Bardzo mi miło. Zapraszam. Zapytany, czy wie, u kogo moglibyśmy się zatrzymać, wskazał - również kłaniając się - na domek pełniący funkcję plebanii: - Proszę, u cioci Ludy. Podczas rozmowy co jakiś czas wtrącał z wrodzoną sobie kurtuazją i szelmowskim błyskiem w oku: - A „diengi” macie? Dajcie „diengi”.
Przy jednej z chat zagadnęła nas starsza pani - Irena Nowak:
- A skąd jesteście?
- Z Polski, z Łodzi.
- Z Łodzi? To mój brat mieszkał w Łodzi. Umarł ze dwa lata temu. Mycka się nazywał, Bronisław Mycka. Poszedł z wojskiem na zachód i został. Ożenił się i już nie wrócił.

Reklama

Jak żyć godnie?

Mąki ze zboża mielonego w pobliskim młynie potrzebuje każda tutejsza pani domu, bo chleb jest drogi i tylko rozrzutna gospodyni nie piecze go pod własnym dachem. Zresztą tak nakazuje tradycja i wiedza przekazywana z pokolenia na pokolenie. Dzieciom i wnukom urodzonym już na Syberii powierzano całą tę mądrość, jaką mieli mieszkańcy polskich wsi i miasteczek sto lat temu: jak piec chleb, co robić w obejściu i jak żyć godnie.
W górującym ponad wsią brzozowo-sosnowym lesie znajduje się wierszyński cmentarzyk. Na krzyżach i tabliczkach w zdecydowanej większości widnieją polsko brzmiące nazwiska, na starych grobach pisane alfabetem łacińskim, potem przekładane fonetycznie na cyrylicę, w ostatnich latach znów coraz częściej powraca się do pierwotnej pisowni.

Reklama

Jedynie za chlebem?

W sobotni wieczór, jak nowo narodzeni po kąpieli w bani (syberyjskiej „suchej” saunie), korzystając z zaproszenia pani Ludy - wierszyńskiej nauczycielki i prezesa tamtejszego Stowarzyszenia Społeczno-Kulturalnego „Mała Polska”, usiedliśmy przy stole zastawionym m.in. pysznymi potrawami z zaszlachtowanego dwie godziny wcześniej świniaka, twarogiem z jagodami zebranymi w lesie przez panią Ludę, piwem i wódeczką. Oprócz nas było też kilkoro Polaków - irkuckich znajomych gospodarzy. Przy dźwiękach harmoszki, na której przygrywał mąż pani Ludy, śpiewaliśmy piosenki polskie - od „sokołów” po „dzieweczkę, która szła do laseczka” - i kilka przyśpiewek rosyjskich. Gospodyni, która ukończyła polonistykę w Gdańsku, wspomina, że w Polsce z początku z przerażeniem patrzyła na krowy uwiązane na łańcuchach. Na Syberii chodzą one swobodnie. Rano same idą na pastwisko, a wieczorem również same wracają do zagrody.
Niestety, wśród przedstawicieli polskich władz zdarzają się i tacy, którzy traktują wierszynian jako gorszych Polaków, bo nie są oni potomkami zesłańców, zaś ich przodkowie przybyli na Syberię jedynie „za chlebem”. Trzeba jednak stwierdzić obiektywnie, że polskość niektórych, przynajmniej tych spotkanych przez nas, potomków zesłańców - w sposób naturalny, na skutek niekiedy ponadwiekowej izolacji od kraju i kilkudziesięciu lat komunistycznego wynarodawiania, uległa znacznemu wymieszaniu z dominującą „wszechzwiązkową” kulturą rosyjską, natomiast wierszynianie, w sposób wręcz zadziwiający, zdołali ocalić nie tylko mowę i wiarę ojców, ale postawili sobie za punkt honoru niemieszanie ojczystej krwi (wychodzić za Ruskiego, to był grzech).

Trudno żyć

Rozmawialiśmy też o dzisiejszych realiach życia w Wierszynie. Mieszkańcom doskwiera duże bezrobocie i bardzo niskie dochody. Utrzymują się głównie z uprawy roli, produkcji mleka, hodowli bydła, niekiedy z nielegalnych polowań. We wsi są tylko dwa bądź trzy samochody. Wprawdzie doprowadzona jest tu linia telefoniczna, ale telefon funkcjonuje wyłącznie w jedną stronę, czyli można dodzwonić się jedynie do Wierszyny.
Dobrym duchem Wierszyny był ks. Ignacy Pawlus (po przeniesieniu do Kaliningradu zastąpił go inny kapłan). Z jego inicjatywy m.in. odbudowano tutejszy kościół.
Ważnym wydarzeniem dla wierszynian było zatrzymanie się w wiosce na zimę słynnego pielgrzyma - George’a Yoltera, idącego z Alaski, przez Syberię, Indie, do Ziemi Świętej. Śladem jego pobytu jest ponoć własnoręcznie przez niego postawiony pamiątkowy krzyż, z pobliskiego wzgórza czuwający nad wsią.
Wierszyna, podobnie jak wiele wsi syberyjskich, jest jednym z tych miejsc na świecie, w których ludzie - choć żyją bardzo skromnie - nie zamartwiają się o swój byt, nigdzie się nie spieszą, cieszą się życiem, chwilą, sobą. Żyją pełnią życia, w zgodzie z naturą i są szczęśliwi.

2010-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Św. Florian - patron strażaków

Św. Florianie, miej ten dom w obronie, niechaj płomieniem od ognia nie chłonie! - modlili się niegdyś mieszkańcy Krakowa, których św. Florian jest patronem. W 1700. rocznicę Jego męczeńskiej śmierci, właśnie z Krakowa katedra diecezji warszawsko-praskiej otrzyma relikwie swojego Patrona. Kim był ten Święty, którego za patrona obrali także strażacy, a od którego imienia zapożyczyło swą nazwę ponad 40 miejscowości w Polsce?

Zachowane do dziś źródła zgodnie podają, że był on chrześcijaninem żyjącym podczas prześladowań w czasach cesarza Dioklecjana. Ten wysoki urzędnik rzymski, a według większości źródeł oficer wojsk cesarskich, był dowódcą w naddunajskiej prowincji Norikum. Kiedy rozpoczęło się prześladowanie chrześcijan, udał się do swoich braci w wierze, aby ich pokrzepić i wspomóc. Kiedy dowiedział się o tym Akwilinus, wierny urzędnik Dioklecjana, nakazał aresztowanie Floriana. Nakazano mu wtedy, aby zapalił kadzidło przed bóstwem pogańskim. Kiedy odmówił, groźbami i obietnicami próbowano zmienić jego decyzję. Florian nie zaparł się wiary. Wówczas ubiczowano go, szarpano jego ciało żelaznymi hakami, a następnie umieszczono mu kamień u szyi i zatopiono w rzece Enns. Za jego przykładem śmierć miało ponieść 40 innych chrześcijan.
Ciało męczennika Floriana odnalazła pobożna Waleria i ze czcią pochowała. Według tradycji miał się on jej ukazać we śnie i wskazać gdzie, strzeżone przez orła, spoczywały jego zwłoki. Z czasem w miejscu pochówku powstała kaplica, potem kościół i klasztor najpierw benedyktynów, a potem kanoników laterańskich. Sama zaś miejscowość - położona na terenie dzisiejszej górnej Austrii - otrzymała nazwę St. Florian i stała się jednym z ważniejszych ośrodków życia religijnego. Z czasem relikwie zabrano do Rzymu, by za jego pośrednictwem wyjednać Wiecznemu Miastu pokój w czasach ciągłych napadów Greków.
Do Polski relikwie św. Floriana sprowadził w 1184 książę Kazimierz Sprawiedliwy, syn Bolesława Krzywoustego. Najwybitniejszy polski historyk ks. Jan Długosz, zanotował: „Papież Lucjusz III chcąc się przychylić do ciągłych próśb monarchy polskiego Kazimierza, postanawia dać rzeczonemu księciu i katedrze krakowskiej ciało niezwykłego męczennika św. Floriana. Na większą cześć zarówno świętego, jak i Polaków, posłał kości świętego ciała księciu polskiemu Kazimierzowi i katedrze krakowskiej przez biskupa Modeny Idziego. Ten, przybywszy ze świętymi szczątkami do Krakowa dwudziestego siódmego października, został przyjęty z wielkimi honorami, wśród oznak powszechnej radości i wesela przez księcia Kazimierza, biskupa krakowskiego Gedko, wszystkie bez wyjątku stany i klasztory, które wyszły naprzeciw niego siedem mil. Wszyscy cieszyli się, że Polakom, za zmiłowaniem Bożym, przybył nowy orędownik i opiekun i że katedra krakowska nabrała nowego blasku przez złożenie w niej ciała sławnego męczennika. Tam też złożono wniesione w tłumnej procesji ludu rzeczone ciało, a przez ten zaszczytny depozyt rozeszła się daleko i szeroko jego chwała. Na cześć św. Męczennika biskup krakowski Gedko zbudował poza murami Krakowa, z wielkim nakładem kosztów, kościół kunsztownej roboty, który dzięki łaskawości Bożej przetrwał dotąd. Biskupa zaś Modeny Idziego, obdarowanego hojnie przez księcia Kazimierza i biskupa krakowskiego Gedko, odprawiono do Rzymu. Od tego czasu zaczęli Polacy, zarówno rycerze, jak i mieszczanie i wieśniacy, na cześć i pamiątkę św. Floriana nadawać na chrzcie to imię”.
W delegacji odbierającej relikwie znajdował się bł. Wincenty Kadłubek, późniejszy biskup krakowski, a następnie mnich cysterski.
Relikwie trafiły do katedry na Wawelu; cześć z nich zachowano dla wspomnianego kościoła „poza murami Krakowa”, czyli dla wzniesionej w 1185 r. świątyni na Kleparzu, obecnej bazyliki mniejszej, w której w l. 1949-1951 jako wikariusz służył posługą kapłańską obecny Ojciec Święty.
W 1436 r. św. Florian został ogłoszony przez kard. Zbigniewa Oleśnickiego współpatronem Królestwa Polskiego (obok świętych Wojciecha, Stanisława i Wacława) oraz patronem katedry i diecezji krakowskiej (wraz ze św. Stanisławem). W XVI w. wprowadzono w Krakowie 4 maja, w dniu wspomnienia św. Floriana, doroczną procesję z kolegiaty na Kleparzu do katedry wawelskiej. Natomiast w poniedziałki każdego tygodnia, na Wawelu wystawiano relikwie Świętego. Jego kult wzmógł się po 1528 r., kiedy to wielki pożar strawił Kleparz. Ocalał wtedy jedynie kościół św. Floriana. To właśnie odtąd zaczęto czcić św. Floriana jako patrona od pożogi ognia i opiekuna strażaków. Z biegiem lat zaczęli go czcić nie tylko strażacy, ale wszyscy mający kontakt z ogniem: hutnicy, metalowcy, kominiarze, piekarze. Za swojego patrona obrali go nie tylko mieszkańcy Krakowa, ale także Chorzowa (od 1993 r.).
Ojciec Święty z okazji 800-lecia bliskiej mu parafii na Kleparzu pisał: „Święty Florian stał się dla nas wymownym znakiem (...) szczególnej więzi Kościoła i narodu polskiego z Namiestnikiem Chrystusa i stolicą chrześcijaństwa. (...) Ten, który poniósł męczeństwo, gdy spieszył ze swoim świadectwem wiary, pomocą i pociechą prześladowanym chrześcijanom w Lauriacum, stał się zwycięzcą i obrońcą w wielorakich niebezpieczeństwach, jakie zagrażają materialnemu i duchowemu dobru człowieka. Trzeba także podkreślić, że święty Florian jest od wieków czczony w Polsce i poza nią jako patron strażaków, a więc tych, którzy wierni przykazaniu miłości i chrześcijańskiej tradycji, niosą pomoc bliźniemu w obliczu zagrożenia klęskami żywiołowymi”.

CZYTAJ DALEJ

Zatrzymajmy się dziś i mocno przyjmijmy krzyż naszego życia

2024-04-15 13:31

[ TEMATY ]

homilia

rozważania

Karol Porwich/Niedziela

Rozważania do Ewangelii J 15, 18-21.

Sobota, 4 maja. Wspomnienie św. Floriana, męczennika

CZYTAJ DALEJ

Magdalena Guziak-Nowak: wszystkie ręce na pokład dla ochrony życia dziecka nienarodzonego

2024-05-04 09:55

[ TEMATY ]

pro life

Adobe.Stock

- Jestem przeciw aborcji, ponieważ po pierwsze nie wolno zabijać niewinnych dzieci, a po drugie kobiety zasługują na dobrą, konkretną, realną pomoc w rozwiązaniu ich prawdziwych problemów, z którymi czasami w ciąży muszą się borykać, a nie na taką tanią alternatywę, która do końca życia pozostanie wyrwą w sercu - mówi Magdalena Guziak-Nowak, sekretarz zarządu Polskiego Stowarzyszenia Obrońców Życia Człowieka, dyrektor ds. edukacji.

Pani Magdalena wraz z mężem Marcinem wygłosiła 2 maja konferencję nt. „Każde życie jest święte i nienaruszalne” w Narodowym Sanktuarium św. Józefa w Kaliszu w ramach comiesięcznych modlitw w intencji rodzin i ochrony życia poczętego.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję