Reklama

Poranek Wielkanocny

Niedziela Ogólnopolska 17/2011, str. 12-13

Stanisław Samostrzelnik, „Chrystus Zmartwychwstały”, miniatura z rękopiśmiennego Ewangeliarza bp. Piotra Tomickiego, 1534 r.

Stanisław Samostrzelnik, „Chrystus Zmartwychwstały”, miniatura z rękopiśmiennego Ewangeliarza bp. Piotra Tomickiego, 1534 r.

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Wydaje się, że każdy z nas ma jakąś własną wizję Poranka Wielkanocnego, zapamiętaną z dzieciństwa, z przeszłości, z poezji, z malarstwa, z utworu muzycznego. Ja zapamiętałam - jako małe dziecko - sceny towarzyszące Rezurekcji na prowincji, na rdzennym Mazowszu, w latach czterdziestych, w czasie okupacji.

Rezurekcja na Mazowszu

Reklama

Poprzedniego dnia przyjechaliśmy z Ojcem z Warszawy do ciotki Romany, która miała miejski mały dworek w Rawie Mazowieckiej.
Przyszliśmy z Ojcem na Rezurekcję bardzo wczesnym rankiem. Ciżba ludzka wypełniła szczelnie barokowy kościół, a nawet wylewała się na zewnątrz. Stanęliśmy z Ojcem przy drzwiach kruchty. Było to nad ranem, jeszcze zalegały resztki szarego mroku, ale niebo było przemyte deszczem. Już czuło się zapach ziemi, porośniętej miejscami jasnozieloną murawą. Wokół kościoła stały chłopskie wozy, niektórzy gospodarze nakrywali pasiakami konie, chroniąc je od chłodu. Konie miały na święta grzywy „ufryzowane” w warkoczyki, potrząsały głowami. Nie słychać było głosów Niemców, ich wojskowych motorów, ale to był przypadek, chwila błogosławionej ciszy, bo przecież groza wisiała nieustannie w powietrzu.
Zjednoczył nas, podjęty niespodziewanie i zaśpiewany trochę jak hymn, tekst dawnej wielkanocnej pieśni „Wesoły nam dzień dziś nastał”. Trzymałam rękę Ojca i tak bezpiecznie przekroczyliśmy progi świątyni. To tam zobaczyłam niesioną przez ludzi w białych komżach niewielką polichromowaną rzeźbę Chrystusa Zmartwychwstałego, z rubinową chorągiewką zwycięstwa, wśród światła świec i rozstępującego się kornie tłumu. Było to najmocniejsze przeżycie tego ranka. Nie zdołam go zapomnieć - bo Chrystus właśnie zmartwychwstał. Później, po Rezurekcji, zbierałam kwiatki, może fiołki, stokrotki... Pełno ich było na wilgotnej przykościelnej murawie wiosną.
Rawa to niegdyś jeden z najważniejszych grodów na Mazowszu. Wspomniany kościół - od XIV wieku drewniany, augustiański, a od 1793 r. murowany, późnobarokowy Ojców Pasjonistów, od 1980 r. parafii pw. św. Pawła od Krzyża, jeden z najciekawszych jej zabytków, chętnie nawiedzany przez ludność.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Wiersz o Zmartwychwstałym

Bardzo blisko w moim „pamiętaniu”, obok Rezurekcji na Mazowszu spędzonej z Ojcem (który niedługo po tym został wywieziony do obozu w Niemczech i tam zginął), umieściłam jeden z najpiękniejszych wierszy poety Jana Lechonia - „Wielkanoc”; wiersz ten powstał już na emigracji, drukowany był w piśmie „Polska Walcząca” (nr 7/8, 1940). To najpiękniejsza i najprawdziwsza wizja Poranka Wielkanocnego (w moim odczuciu). Cytuję ten Lechoniowy wiersz zawsze i bez umiaru. Jest on utrzymany w spokojnym, harmonijnym rytmie, tak charakterystycznym dla potężnej w talenty grupy Skamandra. Lechoń był współzałożycielem tej grupy poetyckiej, wymyślił też jej nazwę, ale nie był typowym przedstawicielem skamandrytów - jego indywidualność przerastała wszelkie ramy.

(...)
Wśród tej łąki wilgotnej od porannej rosy,
Drogą, którą co święto szli ludzie ze śpiewką,
Idzie sobie Pan Jezus wpółnagi i bosy
Z wielkanocną w przebitej dłoni chorągiewką.
Naprzeciw idzie chłopka. Ma kosy złociste,
Łowicka jej spódniczka i piękna zapaska.
Poznała Zbawiciela z świętego obrazka,
Upadła na kolana i krzyknęła: „Chryste!”
Bije głową o ziemię z serdeczną rozpaczą,
A Chrystus się pochylił nad klęczącym ciałem
I rzeknie: „Powiedz ludziom, niech więcej nie płaczą,
Dwa dni leżałem w grobie. I dziś zmartwychwstałem”.

Reklama

Jan Lechoń, a właściwie Leszek Serafinowicz herbu Pobóg, urodził się 13 marca 1899 r. w Warszawie w ubogiej inteligenckiej rodzinie o tatarskich korzeniach. Ojciec był urzędnikiem, matka - nauczycielką. Wychowywali starannie swoich trzech synów. Często rodzina musiała jadać w tzw. garkuchniach, a kolejne malutkie mieszkania z trudem mogły pomieścić poetów z różnych ugrupowań, artystów, aktorów, pisarzy, którzy odwiedzali głównie poetę Jana Lechonia, zafascynowani jego osobowością i inteligencją.
Nie mając jeszcze czternastu lat, Lechoń debiutował cienkim tomikiem wierszy „Na złotym polu”, wydanym przez kochającego ojca; wywołał on entuzjazm - już tych kilka wierszy było w istocie rewelacyjnych. Rok później ukazał się następny tomik - „Po różnych ścieżkach”. Na miesiąc przed maturą, w 1916 r., został wystawiony na scenie w łazienkowskiej Pomarańczarni jego dramat o Stanisławie Auguście. Grały w nim sławy ówczesnego teatru: Janina Szylinżanka, Jerzy Leszczyński, a w zastępstwie Węgrzyna - Witold Kuncewicz.
Lechoń studiował na Wydziale Filozoficznym Uniwersytetu Warszawskiego.
W 1930 r. Jan Lechoń wyjechał do Paryża, gdzie pracował jako attaché kulturalny w Ambasadzie Polskiej, skutecznie promując współczesną sztukę polską, m.in. przyczynił się do wystawienia w Paryżu „Harnasi” Karola Szymanowskiego. Po wybuchu wojny przeniósł się do Brazylii, a następnie do Stanów Zjednoczonych. Do Polski nigdy już nie wrócił.
Lechoń był bardzo skomplikowaną osobowością. Przez całe życie ulegał nieustającej rozpaczy, nawrotom depresji i obsesji śmierci, zarazem starając się sprostać stawianym sobie celom - artyzmu najwyższego lotu. Jednocześnie pozostawił wśród swojej spuścizny poetyckiej wiele niezwykłych w swojej urodzie wierszy religijnych, jak: „Matka Boża Nowojorska”, „Chrystus Zmartwychwstały”, „Matka Boska Częstochowska” itd.; wiersze poetyckie, polskie i na chwałę Bożą. To najprawdziwsza i najpiękniejsza poezja religijna.
Wbrew temu wszystkiemu warsztat poetycki Jana Lechonia był niezmiernie precyzyjny, a precyzja ta porządkowała opisywany poetycki świat.

To cały Lechoń. Artyści tragiczni

Reklama

Najbardziej znany portret Jana Lechonia (z roku 1919) zatytułowany „Poeta” namalował Roman Kramsztyk w sławnym Pikadorze - kawiarni poetów, kiedy Lechoń zachwycił całe audytorium czytanym przez siebie „Mochnackim”; było to 29 listopada 1918 r., w wieczór inauguracyjny. Portret Lechonia czytającego, przedstawiony niezmiernie sugestywnie, już w 1920 r. został zakupiony do polskich zbiorów państwowych.
Roman Kramsztyk (1885-1942) był artystą europejskim, najczęściej przebywał w Paryżu, ale też w Warszawie. Zginął w getcie warszawskim w 1942 r. Pozostawił galerię portretów przedstawicieli elit artystycznych i intelektualnych Warszawy tamtych czasów. Wielu z nich później znalazło się w getcie i tam powstały ich wizerunki i sceny epoki Holocaustu. Szczególnie znany jest rysunek kredką „Stary Żyd z dziećmi” (1940-42) - wstrząsający i tragiczny zapis.
Cofając się do lat trzydziestych - retrospektywna wystawa Kramsztyka w warszawskiej Zachęcie (fotografia z 1930 r.) jest reprodukowana w wielu książkach jako symbol wysokiego poziomu kulturalnego lat trzydziestych. Artysta jest tam fotografowany na tle swojego obrazu „Koncert”, gdzie umieścił siebie, swoją żonę i swojego przyjaciela Tadeusza Pruszkowskiego (1888-1942), wybitnego malarza.
W 1997 r. w warszawskiej Zachęcie zorganizowano monograficzną wystawę Kramsztyka ze zbiorów zagranicznych i polskich. Roman Kramsztyk należał do najbardziej znanych i cenionych artystów dwudziestolecia międzywojennego w Polsce.

Dusze tęskniące

Mówi się, że każda emigracja jest tragiczna, ale na pewno losy naszych polskich poetów były tragiczne. Kazimierz Wierzyński, wspaniały poeta, od momentu swojej emigracji stał się w Polsce zupełnie nieznany. Ten czarujący, radosny człowiek jako emigrant nie miał żadnego odbioru w kraju, jego ogromny dorobek emigracyjny nie wślizgnął się przez „żelazną kurtynę”. Poeta odcięty od swoich korzeni popadał w konflikt wewnętrzny, czasami jego wiersze traciły formę. W Nowym Jorku (lata pięćdziesiąte) zaprzyjaźnił się z Lechoniem; tak odmienni - a jednak przyjaźń pokonała dystans. Wierzyński także, jak Lechoń, pisze skamandrycką, harmonijną, klasycyzującą formą.
Tuż po napisaniu swego ostatniego wiersza umiera na zawał serca - serce nie wytrzymało naporu pełnej izolacji od kraju.
Tu przychodzi na myśl Lechoń: w sytuacji - dzięki humorowi Lechonia, trochę groteskowej - kiedy zorientował się, że jest już „poetą niemodnym” (bo i to może przyjść na największych), napisał:

Cóż robić? Trzeba upić ambrozji się flachą,
Co jeszcze mi została z młodzieńczych bankietów.
Wychodzę, z różą w ręku, z księżycem pod pachą,
A resztę pozostawiam dla nowych poetów
(por. „Wiadomości” nr 46, 1955).

Jan Lechoń jest bardzo zagadkowy; to człowiek o skomplikowanej osobowości, człowiek który ostatecznie wybiera śmierć samobójczą, skacząc z wysokiego piętra w nowojorskim hotelu 8 czerwca 1956 r.
Przytoczę tu list kard. Stefana Wyszyńskiego do brata Lechonia - Zygmunta Serafinowicza:

Bardzo Drogi Zygmuncie,
Odprawiłem Mszę św. za poetę Jana Lechonia i ufam spokojnie, że Dobry Bóg da mu jak Hiobowi wszystkiego siedmiokroć. Przecież pozwolił ongiś nieprzyjaznemu, by uderzył ciało Hiobowe, ale do duszy prawa mu nie dał. Ufajmy, że z tej strasznej męki życia dusza wyrwała się z tęsknotą za Prawdziwym Ojcem.
Komańcza 1 VII 56 r.

Dopiero po latach, w 1991 r., prochy Lechonia wróciły do Polski; pochowany został w podwarszawskich Laskach, obok swojego ojca - co było zawsze jego pragnieniem; w pobliżu ukochanej przez siebie Warszawy.

2011-12-31 00:00

Ocena: +1 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Nowenna do Św. Brata Alberta

[ TEMATY ]

nowenna

św. Brat Albert

św. Brat Albert Chmielowski

Archiwum autora

Nowenna do odmawiania przed wspomnieniem św. Brata Alberta Chmielowskiego lub w dowolnym terminie.

W. Boże wejrzyj ku wspomożeniu memu.
CZYTAJ DALEJ

Czystość przedmałżeńska – przeżytek pokoleń?

To co dawniej oczywiste i naturalne, dziś budzi śmiech i wytykanie palcami. Czym tak w ogóle jest czystość przedmałżeńska? Dlaczego wspólne mieszkanie przed ślubem Kościół określa jako grzech?

Temat czystości przedmałżeńskiej jest dziś bardzo kontrowersyjny na wielu płaszczyznach. Często słyszymy, że chęć wspólnego zamieszkania ze swoim partnerem życiowym to nasz wyraz miłości i troski o drugą osobę. Traktowana jako okazja do uzewnętrznienia swoich uczuć oraz ugruntowania więzi. Jakie konsekwencje niesie za sobą partnerskie wspólne zamieszkanie? Skorzystamy czy stracimy na wstrzemięźliwości od współżycia społecznego i seksualnego przed zawarciem sakramentu małżeństwa?
CZYTAJ DALEJ

Z pamiętnika pielgrzyma - dzień 4

2025-06-10 18:35

ks. Łukasz Romańczuk

Wczoraj zapomniałem powiedzieć o jednym ze świętych, który towarzyszył nam przez cala drogę. Gdy rozpoczynaliśmy wędrówkę z Sutri na placu była figura tego świętego. Podobnie w kościele, w którym sprawowaliśmy Mszę świętą tak żeby jego obraz i figura. Święty ten jest bardzo charakterystyczny ponieważ obok jego nóg jest świnia. Patrząc oddali na tę figurę myślałem że to Święty Roch a zwierzę pod jego stopami to pies. Przyjrzałem się jednak bliżej okazało się że jest to prosiaczek.

A wspomnianym świętym jest święty Antoni Opat, znany także jako Pustelnik. Swoje wspomnienie liturgiczne ma 17 stycznia a dlatego jest ukazywany z prosiaczkiem ponieważ według pewnej historii, gdy podróżował drogą morską pewna locha przyniosła do niego chory prosię, on uczynił na nim znak krzyża. Prosię wyzdrowiało. Co ciekawe dzisiejszy dzień, także jest z prosiakiem w tle. A związany jest on z sanktuarium, które mijaliśmy po drodze. Santuario Madonna della Sorbo. Swoje początki sakralne to miejsce ma w 1427 roku, kiedy to papież Marcin V przekazał to miejsce karmelitom. Według miejscowych opowieści krąży historia o objawieniu Matki Bożej i dlatego jest w tym miejscu kult maryjny Historia opowiada o człowieku z jedną ręką, który pasł świnie w dolinie Sorbo. Pewnego dnia, szukając jednej z zabłąkanych świń, znalazł ją w pobliżu jarzębiny, gdzie ukazała mu się Madonna. Maryja sprawiła, że ręka młodzieńca odrosła i powiedziała do niego: „Idź do wsi i przekonaj ich, aby zbudowali sanktuarium na tym wzgórzu. Każdy, kto przyjdzie tu w procesji, otrzyma moją łaskę. Jeśli ci nie uwierzą, pokaż im swoją rękę”. Nie znając tej historii, mogę powiedzieć, że Via Francigena pomaga, aby tę prośbę zrealizować. Do sanktuarium prowadzi 14 krzyży, na których znajdują się tabliczki z numerami stacji. Pierwszy krzyż czyli pierwsza stacja jest już około 3,5 km od sanktuarium. To idealny dystans, aby między poszczególnymi stacjami rozważać te ważne wydarzenia, związane z misterium naszego zbawienia. Idąc między stacjami była idealna przestrzeń, aby te 14 stacji odnieść do życia swojego oraz wydarzeń, które dzieją się obecnie w Kościele, świecie, czy też w sposób szczególny mnie dotykają. Takie myśli wypływające z serca i wlewające nadzieję. Żałuję tylko, że nie udało mi się ich nagrać, bo chętnie bym do nich jeszcze wrócił, a pamięć niestety bywa ulotna.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję