Reklama

Najbardziej donośny głos Boga

Niedziela Ogólnopolska 21/2011, str. 36-37

GRAZIAKO/Niedziela

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Katarzyna Woynarowska: - Jak zachowywać się wobec osoby umierającej w cierpieniu? Wielu z nas, gdy trzeba ją odwiedzić, boi się tego, co zobaczy. Nie wiemy, jak się zachować, co powiedzieć. Nie na miejscu są słowa: „Nie martw się, wszystko będzie dobrze, zobaczysz, że wyzdrowiejesz”...

Ks. Dr Tomasz Knop: - Wcześniej czy później każdy z nas znajdzie się w takiej sytuacji. Ktoś, kogo znamy, stanie na progu śmierci… Co zrobić? Czy odwiedzać? Tak. Odwiedzać. Zresztą to będzie jedna z tych rzeczy, z których będziemy sądzeni na Sądzie Ostatecznym...

- Nasz lęk przed byciem obok chorego tłumaczymy tym, że nie chcemy go męczyć, że spokój jest mu teraz najbardziej potrzebny…

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

- W hospicjum często powtarzamy, że nie tylko farmakologia leczy, także obecność drugiego człowieka ma znaczenie terapeutyczne. Natomiast gdy już znajdziemy się na miejscu, to nie nastawiajmy się na działanie. Pozwólmy, żeby działo się samo. Trzeba przede wszystkim słuchać. Pomilczeć i poczekać. Nie przyspieszać niczego. Uważnie przyglądać się choremu i całym sobą chłonąć jego obecność. Tak wiele można odczytać z twarzy - czy go boli, czy spał w nocy, czy jest zmęczony. Bo może się zdarzyć tak, że przychodzę w najmniej odpowiednim momencie i ten ktoś nie będzie miał siły rozmawiać. Nie należy się tym zrażać. Mam zwyczaj, że gdy umawiam się z pacjentem, przed wyjściem na spotkanie dzwonię, żeby potwierdzić wizytę. Jak dzień jest nieodpowiedni, idę w następnym.

- Nawet jeśli ktoś jest nieprzytomny?

- To usiądźmy w milczeniu i weźmy go za rękę. Nie mamy pewności, że on tego nie czuje… Anestezjolodzy mówią, że gdy do nieprzytomnego, podpiętego pod skomplikowaną aparaturę podtrzymującą życie, wchodzi ktoś bliski i bierze za rękę, parametry na monitorach nagle skaczą…

- Czy chorzy czują, gdy się za nich i przy nich modlimy? Czy obecność kapłana ma też znaczenie terapeutyczne?

- Jeśli ksiądz siedzi obok chorego, który opowiada o swoim życiu, to jest już działanie terapeutyczne. To, że ksiądz modli się, też jest terapeutyczne. Gdy udziela sakramentu - spowiedzi i sakramentu chorych - to również jest terapeutyczne. Obok Eucharystii są to sakramenty uzdrowienia.

- Kapelani szpitalni opowiadają, że często słyszą, jak rodziny chorych szepczą między sobą: „Nie straszmy go (chorego) księdzem”…

Reklama

- Myślę, że przynajmniej połowa ludzi w Polsce sakrament chorych nazywa ostatnim namaszczeniem, który kojarzony jest z agonią. A to nie jest prawda! Sakrament chorych jest dla wszystkich, których życie jest zagrożone. Nawet gdy ktoś choruje na depresję i ma myśli samobójcze, także powinien przyjmować ten sakrament. Gdy ktoś dowiaduje się o poważnej chorobie i jego życie jest zagrożone, to też powinien przyjąć sakrament chorych. Jeśli ktoś idzie na operację, bierze chemię - to tak samo. Może przecież potem wyzdrowieć, ale w tamtej chwili jego życie było zagrożone...

- A nasza obecność w czasie konania… To jedna z najtrudniejszych sytuacji.

- Rodzina często pyta mnie, co zrobić. Mówię wprost: Proszę usiąść przy łóżku. W jedną dłoń wziąć rękę umierającego, w drugą różaniec. I modlić się półgłosem. Nie szeptem, nie głośno, ale półgłosem… Dotyk ręki zawsze korzystnie wpływa na chorego. Koi go modlitwa, nawet jeśli nie może się w nią włączyć. Siedzenie obok, trzymanie za rękę i modlitwa to najlepsze, co możemy wówczas uczynić. To też uspokaja towarzyszących odchodzeniu chorego. Ważne, żeby odchodzić w atmosferze spokoju, łagodności i modlitwy. Można bardzo pięknie odchodzić…

- Rodzina często ma poczucie winy. Pyta, czy uczyniła dla chorego wszystko, co można było zrobić, ma wyrzuty, że nie zdała jakiegoś egzaminu...

- Poczucie winy jest podstawowym uczuciem na etapie hospicjum, a potem żałoby. To poczucie staje się niebezpieczne, gdy jest niepohamowane, gdy jest tak dominujące, że zatruwa zdrowy rozsądek. Wtedy szuka się w nieskończoność nowych specjalistów, żeby ktoś nie zarzucił, że coś zostało zaniedbane, że można było jeszcze więcej zrobić... Wiozą ledwie żywego człowieka na drugi koniec Polski, żeby ktoś nie miał pretensji... Trzeba zadać sobie pytanie: Komu pomagasz? Choremu czy sobie?

Reklama

- Ale przecież my ratujemy ukochanego człowieka! Nasza miłość dyktuje to wożenie go od kliniki do kliniki...

- Takie działanie może się okazać uporczywą terapią. Takie postępowanie nie ma sensu. Trzeba to sobie w jakimś momencie uświadomić… To, co naprawdę możemy zrobić, to sprawić, by kochany człowiek nie cierpiał bólu fizycznego. By emocje mógł przeżywać nie sam, ale w otoczeniu bliskich ludzi, żeby przyszedł do niego ksiądz albo psycholog. Żeby otoczyć go miłością.
Czasem okres umierania to najlepszy czas w życiu chorego i jego bliskich… Pamiętam rodzinę, w której umierał na raka były alkoholik. Wcześniej było piekło: przemoc, dramat rozbitej rodziny, rozwód, odejście z domu. Gdy mężczyzna zachorował, skończyło się picie. Żona przyjęła go do domu z powrotem, zaopiekowała się nim, podobnie jak dwie dorosłe już córki. Trafiłem do nich rok później. Zastałem spokój, miłość, opiekę, pogodną atmosferę… Do głowy mi nie przyszło, że mają za sobą tak trudną przeszłość. Żona powiedziała do mnie wówczas, że od chwili, gdy mąż zachorował, nastał najpiękniejszy czas dla ich małżeństwa i rodziny. Są szczęśliwi. Powtarzam więc często: Jak Bóg coś zabiera, to tylko po to, by dać coś więcej. Dobrze przeżywana choroba to okazja do rozwoju duchowego…

- Ludziom trudno pogodzić się z myślą, że trzeba popaść w ciężką chorobę, by odnaleźć w sobie duchową głębię…

Reklama

- Są ludzie, którzy rozwijają się duchowo całe życie, są tacy, do których nie dociera inny argument, jak tylko własne cierpienie. Czasem cierpienie nazywam najbardziej doniosłym głosem Boga. I jest to jedno z wytłumaczeń sensu cierpienia. Bywa, że człowiek jest w stanie zakwestionować własne poglądy, dokonać przemiany wewnętrznej dopiero w sytuacji zagrożenia życia.

- Czy mówić choremu okrutną prawdę o jego stanie zdrowia? Lekarze mają obowiązek przekazania diagnozy, ale często proszą o to kogoś z rodziny, sądząc, że zrobi to lepiej…

- W medycynie przez długi czas funkcjonowała koncepcja „białego kłamstwa”, że z przyczyn etycznych można pacjenta okłamać. Sądzono bowiem, że gdy dowie się prawdy o swoim zdrowiu, załamie się, podda i szybciej umrze. Wobec tego lepiej kłamać, dać mu nadzieję, że wyzdrowieje, że jego stan jest lepszy niż w rzeczywistości...
Tylko że „białe kłamstwo” nie nadaje się do rzeczywistości hospicyjnej. Do hospicjum trafia ktoś, o kim wiadomo, że będzie tylko gorzej. Dlatego pytanie nie powinno dotyczyć tego, czy powiedzieć prawdę, tylko jak ją powiedzieć.
Otóż, z prawdą jest jak z lekarstwem. Lekarstwo podaje się w określonych dawkach. Powiedzieć prawdę, ale tylko na pojawiające się pytania chorego. Nie wybiegać naprzód, nie uprzedzać. Powiedzieć prawdę w najdelikatniejszy z możliwych sposobów. Mówienie prawdy powinno rozkładać się na dni i tygodnie. Lepiej jest, gdy słowa „rak” pierwszy użyje chory.

- Dlaczego powiedzenie tej prawdy jest tak ważne?

Reklama

- Bo od tej chwili chory może zacząć porządkować swoje życie, np. napisać testament, ustalić, gdzie chce być pochowany, z kim się chce zobaczyć, pogodzić, a najważniejsze - uporządkować sprawy z samym sobą i z Bogiem. Czas jest w takich sytuacjach arcyważny, nie wolno nam zabierać choremu tego czasu. I w takim klimacie niemal naturalnie pojawia się pytanie: „Może chcesz porozmawiać z księdzem?”. Nie trzeba pytać: „Czy chcesz ostatniego namaszczenia?”. To złe sformułowanie. „Czy chcesz porozmawiać z księdzem?”. Tak pytajmy. A ksiądz już sobie poradzi, rozezna, czy chory chce spowiedzi, czy chce tylko porozmawiać...

- Czy nie jest trochę tak, że umierający w cierpieniu, cała uczestnicząca w jego odchodzeniu rodzina, to taka soczewka, w której skupia się nasza wiedza o świecie, o drugim człowieku, o Bogu... Reszta świata jest nieistotna.

- Przeciwnie. Hospicjum jest szkołą wrażliwości. Uczy ważyć problemy. Mam wrażenie, że tylko z perspektywy śmierci widać, co jest najważniejsze w życiu. Bo widzi Pani, ludzi zdrowych zajmują często sprawy nieistotne, głupstwa, które czasem urastają do rangi wielkiego problemu. Dopiero w sytuacji choroby, odchodzenia odkrywamy, co tak naprawdę jest w życiu ważne. I wtedy okazuje się, że to czyjaś obecność, miłość, oddanie. Bycie obok, zatroskanie, czułość, czas, którego coraz mniej. To, co najbardziej ludzkie, co najbardziej zbliża nas do Boga. A kariera, pieniądze, stanowiska, prestiż… Mój Boże, one zajmują należne im, bardzo dalekie miejsce. Powiem to raz jeszcze: Jak Bóg coś zabiera, to tylko po to, by dać coś więcej...

2011-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Nowy raport Talitha Kum o handlu ludźmi: udzielono pomocy 400 tys. kobiet i dzieci

2025-07-29 18:34

[ TEMATY ]

handel ludźmi

Talitha Kum

Adobe Stock

W przeddzień Światowego Dnia Walki z Handlem Ludźmi doroczny raport przedstawiła Talitha Kum, czyli sieć osób konsekrowanych zajmująca się pomocą ofiarom i podnoszeniem świadomości w społeczeństwie. Profilaktyka pozostaje najskuteczniejszą bronią w walce z tym coraz powszechniejszym procederem.

To nie są liczby, to nadzieja. 939 185 - to liczba mężczyzn, kobiet i dzieci na całym świecie, którym w zeszłym roku udało się pomóc za pośrednictwem Talitha Kum, międzynarodowej sieci osób konsekrowanych walczącej z handlem ludźmi, powstałej w 2009 roku w ramach Międzynarodowej Unii Przełożonych Generalnych zakonów żeńskich.
CZYTAJ DALEJ

Piotr Chryzolog - gorliwy duszpasterz, uznany kaznodzieja, doktor Kościoła

[ TEMATY ]

patron dnia

pl.wikipedia.org

Piotr Chryzolog

Piotr Chryzolog

Piotr Chryzolog urodził się około 380 r. w Imoli we Włoszech. Święceń kapłańskich udzielił mu biskup tego miasta, Korneliusz.

Piotr został jego wikariuszem generalnym. Około 426 r. Piotr został arcybiskupem Rawenny, wówczas stolicy Zachodniego Cesarstwa. Był doradcą cesarzowej Galli Placydii oraz jej synów. Jego kazań słuchał cały dwór cesarski. Miał duży wpływ na rządy cesarzy. Często pełnił funkcję mediatora pomiędzy duchownymi dygnitarzami a cesarzem.
CZYTAJ DALEJ

Wakacje z dala od huku rakiet

2025-07-30 15:32

[ TEMATY ]

Wschowa

Parafia św. Stanisława Biskupa i Męczennika

Archiwum parafii

Do Wschowy przyjechało 19 dzieci z Ukrainy o polskich korzeniach wraz z s. Eugenią i opiekunkami

Do Wschowy przyjechało 19 dzieci z Ukrainy o polskich korzeniach wraz z s. Eugenią i opiekunkami

Parafialny Zespół Caritas przy parafii św. Stanisława Biskupa i Męczennika we Wschowie zorganizował wakacyjny wypoczynek dla blisko 20 dzieci z zaprzyjaźnionej parafii pw. św. Stanisława Biskupa i Męczennika w Czortkowie w Ukrainie.

Wypoczynek trwał od 16 do 29 lipca. Uczestniczyło w nim dokładnie 19 dzieci z Ukrainy o polskich korzeniach, w wieku od 9 do 16 lat. To podopieczni Sobotnio-Niedzielnej Szkoły Języka Polskiego Sióstr Dominikanek w Czortkowie i prowadzonej przez siostry świetlicy. – Ten wakacyjny pobyt udało nam się zrealizować przede wszystkim dzięki wolontariuszom PZC, dobru parafian i ludzi dobrej woli oraz sponsorów. Prawie dwa tygodnie pobytu tutaj, we Wschowie, dzieci z Ukrainy obfitowało w odpoczynek nad jeziorami w Sławie, a także w Lginiu, zwiedzanie miasta Wschowy. Nie zabrakło wycieczek do naszego sanktuarium diecezjalnego w Rokitnie oraz pod figurę Jezusa Chrystusa Króla Wszechświata w Świebodzinie. Dzieci brały także udział w wycieczkach do pobliskich pałaców w Włoszakowicach i Rydzynie. Był to szereg różnych, ciekawych inicjatyw, których doświadczyli dzieci i młodzież z Czortkowa w Ukrainie – mówi ks. Rafał Michałowski, przewodniczący PZC Parafialnego Zespołu Caritas przy parafii św. Stanisława Biskupa i Męczennika we Wschowie.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję