Reklama
Statystyki nie pozostawiają żadnych złudzeń. Pod koniec 2013 r. ludność Polski liczyła 38,496 mln, tj. mniej o ok. 37 tys. w stosunku do populacji z końca 2012 r. Rok 2013 był drugim rokiem, w którym liczba ludności zmalała w stosunku do wcześniejszych lat 2008-11. Nie oswoiliśmy się jeszcze z tym problemem. Myślimy, że nadal rodzi się u nas wystarczająco dużo dzieci. W pierwszej połowie lat 80. ubiegłego wieku na świat przyszło średnio 600 tys. dzieci. A nie są to tak odległe czasy, aby liczba urodzin zmniejszyła się obecnie do 300 tys. Na tle Europy proces starzenia się społeczeństwa będzie u nas przebiegał najgwałtowniej. Według danych Eurostatu, po 2020 r. osoby po 60. roku życia w naszym kraju będą stanowiły 25 proc. ludności. Tak gwałtowne starzenie się narodu w niedalekiej przyszłości jakoś nie spędza snu z powiek rządzącym. Nic się nie robi, aby zapewnić godną starość seniorom. A polityka prorodzinna rządu, mająca poprawić naszą demografię, to jak stosowanie paraleków na zwalczenie groźnej choroby. Prof. Krzysztof Rybiński rektor Akademii Finansów i Biznesu Vistula w Warszawie twierdzi, że stosunkowo wyrównana liczba urodzin i zgonów będzie się jeszcze utrzymywała przez kilkanaście lat. Gdy pokolenie seniorów z wyżu demograficznego zacznie odchodzić, to w latach 30. na świat będzie przychodziło co roku 250 tys. dzieci, a umierało 450 tys. seniorów. Czyli co roku z powierzchni Polski będzie znikało dwustutysięczne miasto. (…) W ostrzegawczej prognozie ONZ możemy przeczytać, że w 2100 r. będzie nas jedynie 16 mln. W wyniku II wojny światowej straciliśmy 10 mln, a teraz przez głupotę tracimy 20 mln ludzi mówi.
Z prognoz ZUS-u możemy się dowiedzieć, że w 2060 r. liczba ludności w Polsce zmniejszy się o 8 mln: z obecnych 38,3 mln do 30,56 mln. Aby to zrozumieć, trzeba odwołać się do naszej wyobraźni: zakreślmy na mapie teren województw obecnie zamieszkałych przez 8,1 mln ludzi, tj. woj. podkarpackiego, warmińsko-mazurskiego, świętokrzyskiego, podlaskiego, opolskiego i lubuskiego jako obszar niezamieszkany.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Jaka jest przyczyna tego, że w naszym kraju dzietność systematycznie maleje i wynosi 1,2-1,3 dziecka? Na 223 kraje uplasowaliśmy się pod względem dzietności na 214. miejscu. Aby odbudować populację, trzeba, aby Polki rodziły 2,1 dzieci. A na to się obecnie nie zanosi. Nie ma zresztą szans na poprawę liczby urodzin w ciągu najbliższych 30 lat. Nie wzrośnie bowiem liczba kobiet w wieku reprodukcyjnym. Winny temu jest niski wskaźnik dzietności w przeszłości. Prof. Józef Pociecha, demograf i statystyk, kierownik Katedry Statystyki Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie, mówi o czynnikach, które mają wpływ na demografię w Polsce. Zalicza do nich: gospodarkę, dzietność kobiet i migrację.
Migracja
Reklama
Prawdziwą naszą plagą jest liczna migracja młodego pokolenia. Nie jedna zresztą na przestrzeni kilkudziesięciu lat. Prof. Anna Pawełczyńska, socjolog, zwraca uwagę, że masowe wyjazdy Polaków związane ze stanem wojennym to „największa zbrodnia Jaruzelskiego”. Szacuje się, że wyjechało wtedy milion ludzi, a tylko niewielu z nich powróciło do ojczyzny. I teraz kolejna klęska demograficzna mówi profesor którą należy łączyć z nazwiskiem Tuska, z emigracją zarobkową, która znów wypędza młodych ludzi.
Reklama
Prof. Krystyna Iglicka-Okólska, rektor Uczelni Łazarskiego, uważa, że w ciągu 5 lat z Polski wyjedzie kolejne 500-800 tys. osób. Dołączą one do 2,1 mln obecnych emigrantów. GUS-owskie dane mówią, że od ponad roku za granicą przebywa ok.1,6 mln naszych rodaków. Zgodnie z przepisami UE, od przyszłego roku nie będą oni zaliczani do ludności Polski. Realna liczba Polaków wyniesie 37,1 mln, tak jak w 1984 r. Wyjeżdżają głównie młodzi ludzie, po ukończeniu studiów. Polska jest jednym z nielicznych państw, które kształci swoich obywateli, a później tym młodym ludziom nie daje żadnych perspektyw. Najbardziej dotkliwie brak dostatecznej liczby wyspecjalizowanej kadry przeżywa służba zdrowia. Na Zachód wyjeżdżają zarówno lekarze, jak i pielęgniarki. Studenci medycyny bez żenady mówią: „Po skończeniu studiów wyjeżdżam z kraju. Nie zamierzam tyrać do upadłego za liche pieniądze”. Już teraz trzeba czekać w wielomiesięcznych kolejkach do specjalisty, na wielu oddziałach szpitalnych SOR-ów chorzy muszą się sami obsługiwać. Strach pomyśleć, co będzie za kilka lat, jeśli nie powstrzyma się fali emigracji. I tak jest w wielu zawodach. Z najnowszego raportu Fundacji Energia dla Europy można się dowiedzieć, dlaczego młodzi Polacy decydują się na emigrację. Brak perspektyw, niemożność wyrwania się z kręgu dorywczych prac, poczucie bezsensu studiowania, wegetowanie na garnuszku rodziców i w ich mieszkaniu oraz brak wiary w to, że coś dobrego spotka ich w Polsce. To opinie naszych młodych, sfrustrowanych rodaków.
Gospodarcze uwarunkowania
Reklama
Może to tylko pesymistyczna wizja niecierpliwych Polaków, którzy chcą mieć od zaraz wszystko podane na talerzu? Ci ludzie wyjeżdżają z kraju, godząc się na niepewność życia na obczyźnie, trudny start. Wiedzą jednak, że gdy pokonają pierwsze bariery, będą mogli żyć inaczej. Ta perspektywa lepszego życia jest napędem ich decyzji. W Polsce nie dość, że dziś żyje się źle, to nie widać możliwości, aby w przyszłości miało być lepiej. Ze zdewastowanym przemysłem wytwórczym i wiążącym się z tym wysokim bezrobociem nie ma co liczyć na szybką zmianę. Zdecydowaliśmy się na wyjazd do Anglii mówi Anna, młoda chemiczka bo chcemy, aby nasze dzieci miały inne, lepsze życie. Jesteśmy z mężem 10 lat po ślubie, 12 lat po studiach, nie mieliśmy swojego mieszkania, przyświecało nam widmo utraty pracy, niskie zarobki, a w perspektywie edukacja dzieci według wszystkowiedzących pań minister. Dwa lata temu zdecydowaliśmy się na wyjazd do Wielkiej Brytanii. Początki były trudne, ale teraz mamy mieszkanie, dobrze płatną pracę i tak potrzebne poczucie stabilizacji. System ulg podatkowych jest na Wyspach bardzo rozbudowany, tak jak istnieją przeróżne dodatki na dzieci dodatek dla gorzej zarabiających, ulga dla wszystkich rodziców niezależnie od dochodu, suma na opłacenie opieki nad dzieckiem itp. Tęsknimy tylko za naszymi rodzicami. Mam nadzieję, że z czasem uda nam się sprowadzić ich do nas.
Polska to kraj wielu absurdów. Wprawdzie znacznie wzrosły u nas wydajność pracy i PKB, jednak nie przekłada się to na wzrost zarobków. Po raz pierwszy od transformacji ustrojowej realne zarobki spadają. A każdy Polak pracuje średnio ponad 2 tys. godzin rocznie. Plasujemy się na 3. miejscu wśród krajów OECD. Prof. Jadwiga Staniszkis, socjolog, wyliczyła, że gdyby przez ostatnich kilkanaście lat zarobki rosły proporcjonalnie do wydajności, to obecnie średnie wynagrodzenie byłoby wyższe o 1000 zł.
Jak jest z mieszkaniami dla młodych małżeństw, każdy wie. Spłata dużych kredytów niemal do emerytury przy ciągłym lęku przed utratą pracy to już standard. Ale od 1 stycznia br. weszło w życie dodatkowe utrudnienie. Teraz każdy, kto będzie chciał kupić mieszkanie czy dom na kredyt, będzie musiał posiadać niemałe oszczędności. Rekomendacja S Komisji Nadzoru Finansowego zabrania udzielania kredytu osobom, które takiego wkładu nie mają. Kołem ratunkowym ma być uruchamiany program rządowy „Mieszkanie dla młodych”. Ma on zapewnić środki na wkład własny. Ale dotyczy to jedynie zakupu nowych mieszkań. Czyżby zadbano przy okazji o wsparcie dla deweloperów?...
Dzietność kobiet
Reklama
Dzietność Polek to 1,2-1,3 dziecka. Dlaczego nasze rodaczki nie chcą rodzić dzieci w kraju, a emigrując np. do Wielkiej Brytanii, stają się matkami dwójki czy trójki dzieci? Wiadomo, że powodem niskiej dzietności jest bariera finansowa. Rodzina wielodzietna płaci wyższe podatki niż ta z jednym dzieckiem. Dzisiejsze ulgi podatkowe nie mają sensu. Stanowią znikome kwoty. Stwarza to absurdalny system, w którym uboga rodzina nie ma prawa mieć dzieci. Przyszła matka obawia się, że po urodzeniu dziecka straci pracę; nie może sobie pozwolić na wykorzystanie urlopu macierzyńskiego i nie wie, co zrobi z maluchem, gdy będzie musiała wrócić do pracy zarobkowej. Nie każdy ma babcię, ciocię czy kuzynkę do pomocy przy dziecku, a tak trudno jest o żłobek. Poza tym nie wszystkie matki zdecydowałyby się na oddanie dziecka do żłobka. Wiemy, że obecność matki przez 3 pierwsze lata życia dziecka jest bardzo ważna.
Dużym uproszczeniem byłoby sądzić, że tylko kwestie ekonomiczne są barierą dla niskiej liczby urodzin. Nie można nie dostrzegać, że w dzisiejszych czasach zmienił się model życia. W imię haseł feministycznych kobiety chcą być wyzwolone, realizować się zawodowo, dbać o figurę, urodę. Przeraża je wizja zupek, kupek i „uwiązania” w domu. Coraz później decydują się na założenie rodziny i w dość późnym wieku rodzą dziecko. Często żyją tu i teraz, nie myśląc o przyszłości.
Prof. Anna Pawełczyńska zwraca także uwagę na wojnę ideologiczną: Ludziom odbiera się prawo do dzieci. To jeszcze jedna z przyczyn zapaści demograficznej. Co innego wychować dziecko tak, jak się chce, a co innego na wzór narzucony przez grupy interesów uważa.
Próby wyjścia z zapaści
Reklama
Poprawa sytuacji demograficznej to działania długofalowe. Najszybszy i najbardziej owocny wydaje się wariant ekonomiczny. Niecałe 2 lata temu prof. Krzysztof Rybiński wywołał „bombę śmiechu” wśród rządzących propozycją wypłacania stypendium demograficznego w wysokości 1000 zł na każde dziecko aż do pełnoletności. Pomysł bez żadnej głębszej dyskusji wyszydzono. Warto jednak się nad nim zastanowić. Jego autorem jest przecież znany i ceniony profesor ekonomii, który o swoim projekcie mówi: Skąd wziąć pieniądze? W pierwszym roku wypłacania stypendium jego koszt wyniósłby 6 mld zł. Każdego następnego roku kwota zwiększyłaby się o kolejnych 6 mld zł. Na końcu cyklu, po 18 latach, wydatki sięgnęłyby 100 mld zł. I tu na straży swoich interesów stoją potężne grupy, stanowiące prawa biznesowe w Polsce. 1/3 uchwalonych ustaw, które generują wydatki budżetowe, realizuje interesy grup nacisku. Dzieje się to kosztem interesu publicznego. Gdyby udało się to skorygować, zaoszczędzilibyśmy 30 mld zł. 6 mld zł poszłoby na cele demograficzne, reszta zasiliłaby rezerwę. I właśnie ta rezerwa wystarczy w dużej mierze na realizację programu. Gdyby zabrakło, to zostaje jeszcze 60 mld zł pochodzących z absurdalnych ulg podatkowych. Część tych ulg można zlikwidować, będą to te, które trafiają do grup nacisku. To właśnie one załatwiły sobie te ulgi. Oczywiście, plan stypendialny można skorygować: wypłacać 1000 zł do 10. roku życia dziecka albo zacząć wypłatę dopiero od drugiego dziecka.
Prezes PiS Jarosław Kaczyński twierdzi natomiast, że wobec kryzysu demograficznego Unia Europejska powinna prowadzić wspólną politykę prorodzinną. Na ten cel kraje musiałyby przeznaczyć 1 proc. swojego PKB. Wówczas na każde dziecko w Polsce przypadałoby 500 zł miesięcznie.
Warto się nad tymi propozycjami zastanowić, bo czas ucieka...