Świadectwo: znaleziona w śmietniku figura Matki Bożej, nawrócenie, zupełna przemiana
W święto Matki Bożej Różańcowej 7 października odbędzie się premiera filmu dokumentalnego „Broken Mary: The Kevin Matthews Story” (Zniszczona Maryja: historia Kevina Matthewsa). Opowiada on o duchowej przemianie tytułowego bohatera pod wpływem znalezionej w śmietniku figury Matki Bożej, którą odnowił i z którą obecnie podróżuje po Stanach Zjednoczonych.
Kevin Matthews był u szczytu kariery jako jeden z najpopularniejszych prezenterów radiowych Chicago przełomu lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych XX wieku. Imprezował z zawodowymi sportowcami i celebrytami, a w najlepszym okresie jego audycji słuchało nawet 10 milionów ludzi tygodniowo. Ale pewnego razu otrzymał diagnozę lekarską, która odmieniła jego życie. Największa jednak przemiana dokonała się w nim wtedy, gdy w śmietniku znalazł zniszczony posąg Matki Bożej, dzięki któremu odkrył na nowo prawdziwy sens swojego życia.
Matthews urodził się i wychował w Pontiacu w stanie Michigan w rodzinie katolickiej. Jako dziecko miał trudności z czytaniem i pisaniem, ale dopiero w dorosłym życiu dowiedział się, że cierpi na dysleksję. Aby uniknąć bicia - zarówno przez rówieśników z sąsiedztwa, jak i brutalnego ojca - zaczął wykorzystywać humor i żarty jako tarczę, za którą mógł się ukryć.
Na studiach po raz pierwszy zetknął się z radiem za sprawą swojego współlokatora w akademiku, który prowadził audycję w studenckiej rozgłośni. W 1987 rozpoczął karierę w chicagowskiej stacji „The Loop” AM 1000, gdzie szybko zdobył sławę dzięki swojemu ostremu humorowi, błyskotliwości i komicznym postaciom, z których najbardziej znaną był „Jim Shorts”.
Reklama
Jednakże po kilkunastu latach wielkich sukcesów jego życie zaczęło się rozsypywać. W 2008 roku wykryto u niego stwardnienie rozsiane (SM). Coraz trudniej było mu pracować w studiu, a na antenie pojawiło się nowe pokolenie radiowców. Ale dopiero w 2011 roku wydarzyło się coś, co naprawdę odmieniło jego życie.
W wywiadzie dla agencji CNA Matthews opowiedział, że gdy wracał do domu po zwolnieniu z pracy, „usłyszał głos Ducha Świętego: «Kup swojej żonie kwiaty»”. Zatrzymał się więc przy mijanej kwiaciarni, wysiadł z samochodu i po drodze do sklepu zobaczył przy śmietniku posąg Matki Bożej. „Podszedłem, a Ona leży tam na ziemi złamana na pół. Patrzy na mnie. Ręce ma połamane, tkwi w błocie, pewnie tkwi tam już długo, ubrudzona śmieciami. Byłem wtedy katolikiem tylko z nazwy, nie praktykowałem wiary. Ale w tamtej chwili wiedziałem jedno: nikt nie traktuje naszej Matki Bożej w taki sposób” - wspominał były już radiowiec.
Matthews wszedł do kwiaciarni i powiedział sprzedawcy, że chce kupić zniszczony posąg Maryi ze śmietnika. Sprzedawca stwierdził, że nie jest on na sprzedaż, ale rozpoznał głos swego klienta z radia i pozwolił mu go zabrać. Rzeźba ważyła 33 kilogramy, a z powodu choroby i świeżego śniegu Kevinowi zajęło prawie godzinę wydostanie jej z ziemi i włożenie do samochodu. „Pamiętam, że podkręciłem ogrzewanie i powiedziałem: «Maryjo, będę się Tobą opiekował do końca życia»” - wyznał Matthews.
Podziel się cytatem
Screen filmu
Kevin Matthews, były prezenter radiowy, wprowadza „Broken Mary” do parafii
O posągu opowiedział zaraz zaprzyjaźnionemu księdzu, który polecił mu rzeźbiarza, aby można było odrestaurować figurę. „Po raz pierwszy rozpłakałem się przy obcej osobie. Powiedziałem temu rzeźbiarzowi: «To jestem ja. Ona jest połamana jak ja. Po prostu ją złóż, ale zostaw jej zniszczone ręce, nie maluj ich. To jest Zniszczona Maryja»” - stwierdził rozmówca agencji.
YouTube zrzut ekranu
Kevin Matthews
Od tamtej chwili zaczął znów uczestniczyć we Mszy świętej, nauczył się odmawiać różaniec i zupełnie porzucił dawne, luksusowe życie. Zamiast tego podróżuje ze „Zniszczoną Maryją” po parafiach w całych Stanach Zjednoczonych, dzieląc się świadectwem, jak Matka Boża całkowicie odmieniła jego życie.
Matthews ma nadzieję, że jego film pokaże, iż „wszyscy jesteśmy złamani, ale kochani przez Boga i wystarczy do Niego przyjść”. Podkreślił, że „nigdy w życiu nie byłem szczęśliwszy”.
Są ludzie, którzy choć obracają się wśród celebrytów, ot, w blasku reflektorów, to jednak cenią sobie nie tylko pozostawanie w cieniu, ale wręcz anonimowość. Kimś takim jest Jacek Sylwin. Książka Spowiedź menadżera to coś więcej niż zapis jego życia.
Noblista (1978), pisarz Isaac Bashevis Singer (pamiętajmy, że urodzony w 1902 r. w mazowieckim Leoncinie) kiedyś podczas rozmowy z młodym amerykańskim pisarzem powiedział doń: „Nie wymyślaj, nie zmyślaj, nie twórz fikcji. Opisz zamiast tego kawałek swojego życia lub jego fragment. Będziesz mieć pewność, że nie ma, nie było i nie będzie drugiej takiej historii na świecie”. Gdy wczytuję się w tę wciągającą biografię Sylwina, każde słowo potwierdza słuszność twierdzenia Singera. Znamy się z Jackiem od lat, zawsze wiedziałem, że to gruba ryba polskiego show-biznesu, jednak swoją aktywność prowadził w ciszy. Bez medialnego rozgłosu, z dala od skandali, plotek, całego tego blichtru wpisanego w kino, muzykę, rozmaite gale pękające od VIP-ów, rauty, wręczenia nagród, a wszystko to na styku tego, co wpisane w kulturę wysoką i masową popkulturę. A nierzadko i w politykę. Jestem pewien, że większość z Państwa nigdy o nim nie słyszała. I na tym polega praca kogoś takiego jak Jacek. Czy to Pianista Romana Polańskiego (w tym gala wręczenia Złotego Berła), pierwsze poważne aktywności na targach muzycznych MIDEM w Cannes, współpraca z Tomkiem Stańką i Grzegorzem Ciechowskim czasu Obywatela G.C., nagrania kultowych płyt polskiej muzyki, kontakty z tuzami muzycznego show-biznesu, współprodukcja projektu Krzysztofa Herdzina z orkiestrą St Martin in the Fields w londyńskim studiu Abbey Road, promowanie polskich artystów na całym świecie (gigantyczny projekt Chopin2010), czy praca z Wojciechem Kilarem – to jego naturalne środowisko. Ludzie tacy jak on mają fenomenalną pamięć, która w tym zawodzie jest nie mniej ważna niż zeszyt pełen numerów telefonów, o których marzą dziennikarze i krytycy. To wreszcie niezbędna miłość do muzyki i sztuki, wrażliwość i wyobraźnia (był przez wiele lat producentem telewizyjnym). A był moment, że mógł osiąść do końca życia w Nowej Zelandii (trafił tam na fali emigracji doby PRL i spędził szmat czasu), odcinać kupony od tego, co zbudował w czasie lat w Polsce (w szczególności wiedzy, pracowitości, solidności i doświadczenia; Nowozelandczycy zachwyceni byli nagraniami Obywatela G.C. i zespołu Laboratorium), popijać tamtejsze wino i przekraczać kolejne granice muzycznej doskonałości w Module 8 Studio, a później innowacyjnym Uptown Studio u boku wizjonera muzyki Alana Janssona. Ale nie, gdy tylko nadarzyła się okazja, wrócił do Polski. W opisie promującym książkę czytamy: „W Spowiedzi menadżera Jacka Sylwina rock and roll spotyka się z Chopinem, a wyjście z filharmonii prowadzi prosto w błocko przed festiwalową sceną, w którym tłum młodych ludzi szaleje w pogo”. I w istocie takie jest życie Jacka, wypełnione muzyką bez sztywnych granic stylistycznych. Co ważne, on sam pięknie o tym pisze, nie stroniąc nawet od drażliwych tematów, jak chociażby problemów Tomka Stańki z używkami, w tym twardymi narkotykami. Zapewne przepustką do podjęcia tych niełatwych kwestii był fakt, że Tomek sam w pewnym momencie stał się orędownikiem czystego życia, a mroczne strony nałogu osobiście opisał m.in. w wybitnej książce Desperado (Księżyk/Stańko). Rzecz w tym, że Sylwin nigdy nie przekracza granicy dobrego smaku, nie buduje dramaturgii na sensacji, cudzym bólu, tragedii. Bo Jacek jest również człowiekiem mocno uduchowionym. Dość wspomnieć, że książkę zamyka ważny rozdział Bonus track – przypowieści o mądrości, a w nim m.in.: Mt 22, 37-40 („Jezus wyznacza Największe Przykazanie”) i inne fragmenty Ewangelii Mateuszowej oraz np. List św. Pawła Apostoła do Rzymian, a jak na człowieka związanego z muzyką rockową i hipiserką przystało (Sylwin to m.in. współinicjator festiwalu w Jarocinie i Rockowiska), nie brak tu Dezyderaty.
O formacji i edukacji, potrzebie pogłębiania wiedzy w zakresie teologii stworzenia, chrześcijańskiej interpretacji ekologii debatował 10.12.2025 r. Zespół Laudato Si przy Radzie KEP ds. Społecznych.
„Dziś widzimy nie tylko potrzeby aktywnego angażowania się ludzi wiary w poszanowanie środowiska naturalnego, ale także wyzwanie stanowi porządkowanie wiedzy w tym zakresie. Mamy odczucie, że istnieje potrzeba bardziej zintegrowanego przekładu myśli chrześcijańskiej w zakresie ekologii, a szerzej mówiąc integralnego rozwoju”. – mówił przewodniczący Zespołu Laudato Si bp Tadeusz Lityński.
O znaczeniu archeologii chrześcijańskiej nie tylko dla nauk teologicznych, ale dla wszystkich, którzy chcą zrozumieć i pogłębić wiarę, pisze Ojciec Święty w liście apostolskim z okazji 100-lecia powstania Papieskiego Instytutu Archeologii Chrześcijańskiej. Leon XIV przypomina, że dyscyplina ta czyni wiarę namacalną i pomaga pielęgnować pamięć o jej początkach, a także, że może być ważnym narzędziem prowadzenia dialogu ze światem i pielęgnowania w nim tak potrzebnej dziś nadziei.
Papieski Instytut Archeologii Chrześcijańskiej powstał w 1925 r. z woli papieża Piusa XI i od tego czasu nieprzerwanie i na najwyższym akademickim poziomie kształci specjalistów w zakresie materialnych śladów początków chrześcijaństwa. Doceniając zarówno dostosowanie do najnowszych wymogów szkolnictwa wyższego, jak też wierność tradycji i najlepszym praktykom nauk archeologicznych, Leon XIV podkreśla, że uczelnia ta zajmuje się dziedziną, ważną nie tylko w świecie nauki, ale też dla wszystkich wierzących i wobec wyzwań współczesnego świata.
W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.