Reklama
Czas Bożego Narodzenia jest dla wielu okresem ogromnej radości oraz wzruszających i emocjonalnych przeżyć. Wenanty tak opisał dzień Wigilii: „Po południu wszyscy odświętnie poubierali się i wyczekują niecierpliwie na tę chwilę, w której według zwyczaju tradycyjnego dzielić się będziemy opłatkiem. Wreszcie wybiła ta chwila upragniona. O godz. 7 (wieczorem) zebrali się wszyscy w konwencie z o. Prowincjałem na czele. Na twarzach wszystkich widoczny zapał, wesele, radość i ożywienie. Panuje wielmożnie gwar, spowodowany rozmowami i ogólnym zamieszaniem. Lecz nastała cisza ogólna, a w niej rozległ się głos o. Prowincjała, który bardzo wzruszony tą miłą chwilą wyrażał swe radosne uczucia i składał życzenia naszym drogim Ojcom, nam klerykom urwiszom i kochanym braciom. Po przemówieniu nastąpiło łamanie opłatkiem i wspólne składanie życzeń. Wśród wesołych rozmów wszyscy zasiadają do wigilijnej wieczerzy. Po kolacji wre wesoła zabawa, kolędy dopominają się o swoje prawa, toczą się miłe i żwawe rozmowy między Ojcami, klerykami i braćmi. O. Prowincjał przyniósł kilka paczek ciastek i orzechów i rozdawał pełnymi garściami na prawo i lewo. Szczęśliwi fratres, którzy za pomocą swych wymownych ramionek dotarli do tego źródła życiodajnego i wyłowili (tylko nie wędką) pewną ilość tych specjałów – grają zawzięcie na orzechy, wciąż wykrzykując: para czy nie para. Miła to zabawa i prawdziwie zakonna gra. Również szachy, halma (gra planszowa), są w ogólnym użytku. Tak trwało do godz. 11, bo o tej godzinie, na dany znak przez o. Magistra, udajemy się na górę, by przygotować się do Pasterki. Po kilkunastu minutach schodzimy do kościoła w płaszczach i z brewiarzami w ręku. Kościół zapełniony po brzegi. Północ wybiła. Pasterka się rozpoczęła”.
Kolejne dni Bożego Narodzenia upływały w krakowskim klasztorze i franciszkańskim seminarium nie tylko pod kątem radosnych zabaw i świętowania, były też okazją, aby głębiej zatrzymać się nad tajemnicą wcielenia Syna Bożego. Pośród kleryckiej braci, swój czas seminaryjny w latach 1909-1914, przeżywał także nieśmiały, pokorny, małomówny br. Wenanty Katarzyniec. Nie wyróżniał się jakimiś wybitnymi zdolnościami głosowymi przy śpiewaniu kolęd, ale niektóre pastorałki czy śpiewy bożonarodzeniowe potrafił zagrać na skrzypcach. Jego jednak zainteresowanie tajemnicą Bożego Narodzenia nie koncentrowało się na zewnętrznej tylko oprawie, ale szło głębiej. Będąc prezesem kleryckiego koła naukowego Zelus Seraphicus (Gorliwość Seraficka), którego celem było poszerzanie wiedzy nie tylko teologicznej, ale również z innych dziedzin nauki, gorliwie organizował spotkania naukowe wśród kleryków franciszkańskich.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Jedno z grudniowych spotkań kleryckich w okresie Bożego Narodzenia br. Wenanty postanowił zorganizować przy szopce betlejemskiej. Kronikarz seminaryjny tak odnotował to niezwykłe spotkanie koła naukowego: „Dzisiejsze posiedzenie odbyło się koło szopki, w sali rekreacyjnej przeznaczonej do użytku kółka śpiewackiego. Brat prezes (Wenanty) na początku zabrał głos usprawiedliwiając zmianę miejsca w dniu dzisiejszym. Zebranie się obok szopki niech będzie zarazem zbliżeniem się naszym do Jezusa. Tego domaga się miano naszego kółka Zelus Seraphicus. Zapał i miłość seraficka zawsze powinny napełniać serca nasze, a szczególniej mamy spieszyć do żłóbka Jezusowego z wylaniem swych uczuć gorących, naśladując w tym świętego naszego Patriarchę, który pałając żarliwą miłością i nabożeństwem do tej przedziwnej tajemnicy w lasku Greccio po raz pierwszy urządził jasełka – żywy obraz Narodzenia Pana Jezusa. A więc i dzisiejsze nasze posiedzenie niech będzie aktem naszego hołdu, czci, miłości i uwielbienia dla nowo narodzonego Dzieciątka Jezus”.
Nieśmiały swego czasu kleryk Wenanty prowadził teraz swych młodych kolegów na drogę, którą sam od dawna kroczył. Ten grudniowy wieczór przy szopce, kiedy kilkudziesięciu młodych franciszkanów słuchało ze skupieniem i zadumą swego pokornego kolegi – to symbol roli, jaką Wenanty spełniał wśród swych braci, prowadząc ich do Boga, najwyższego szczęścia każdej duszy. I trzeba przyznać, że ta sama franciszkańska młodzież, która z początku nie pojmowała dobrze swego gorliwego kolegi, po pięciu latach wspólnego życia i wspólnych studiów szczerze i z radością przyznała mu rację i słuszność w jego zachowaniu i postępowaniu. I miała najwyższe uznanie dla jego życia osobistego oraz całej jego działalności. Dusza kleryka Wenantego pełna była miłości i świętej gorliwości, a jego serce na tyle dojrzało, że mógł uczyć innych miłości, i ukazywać Miłość, która przyszła na świat i stała się ciałem i zamieszkała między nami.