Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał! (Łk 24, 5).
Taką wieść w pierwszym dniu tygodnia usłyszały niewiasty, które przyszły do grobu Jezusa z wonnościami. Kamień odsunięty od grobu, nie znalazły ciała Pana i stały wobec tego bezradne.
Dalej św. Łukasz w swojej Ewangelii roztacza bardzo wymowny obraz dwóch świadków Wielkiego Piątku. Oni w Jezusie widzieli wielkiego proroka, potężnego w słowie i czynie. Oni żyli nadzieją, że Jezus
przyniesie Izraelowi upragnione wyzwolenie. Doznali jednak zawodu, ich nadzieja zakończyła się tragedią ukrzyżowania: tragedią Chrystusa i ich osobistą tragedią. Szli więc do wsi, zwanej Emaus w ciężkim
przygnębieniu.
Zaszokowani Wielkim Piątkiem, nie byli w stanie przeżyć radości Wielkiej Niedzieli.
Dziwili się tylko, że przechodzień, który dołączył do nich w drodze, nic nie wiedział, co się wydarzyło w Jerozolimie. Tym bardziej, że dobrze znał święte Pisma i to, co w nich dotyczyło Mesjasza.
Wyrzucał im nawet, że mieli serca nieskore do wierzenia we wszystko, co powiedzieli prorocy.
Gdy z nastaniem wieczora zbliżyli się do celu wędrówki i zaprosili nieznajomego na posiłek, ten wziął chleb, pobłogosławił go, połamał i zaczął nim obdzielać gospodarzy. Wtedy otworzyły się im oczy
i poznali Go…, i mówili nawzajem do siebie: Czy serce nie pałało w nas, kiedy rozmawiał z nami w drodze i Pisma nam wyjaśniał? (Łk 24, 32).
Ale Łukaszowy opis zdarzenia kończy się nieco dalej - w tej samej godzinie zabrali się i wrócili do Jeruzalem. A Apostołowie powiedzieli im, że Pan rzeczywiście zmartwychwstał.
Niech ta wielkanocna opowieść towarzyszy nam w przeżywaniu tegorocznych Świąt Paschalnych. Nosimy bowiem w sobie podobieństwo do tych dwóch ewangelicznych pielgrzymów, załamanych uczniów Jezusa. Nie po
to jednak upamiętnił św. Łukasz obu zawiedzionych, żeby kogokolwiek zawstydzić, lecz żeby pokazać, jak zmartwychwstały Chrystus spojrzał na ich duchową biedę, jak ich obdarzył swoją miłością, jak otworzył
im oczy i przemienił serca nieskore do wierzenia, jak ich zasmucone twarze rozpromienił radością.
Być może i my musimy przebyć podobny - symboliczny - duchowy szlak: z Jerozolimy do Emaus i z Emaus na powrót do Jerozolimy, ażeby rozpocząć naszą całkiem nową drogę. Już nie drogę ludzi
zawiedzionych i przybitych ciężarem smutku, których oczy są zamknięte, a serca nieskore do spotkania się z prawdą. Może niełatwa codzienność doprowadza nieraz naszą myśl do Wielkiego Piątku, pozostawia
ją pod krzyżem ze świadomością poniesionej klęski i nie pozwala przeżyć Wielkiej Niedzieli?
Wiem, że obecne dni polskie, a zwłaszcza dni łódzkie, są dla wielu bardzo trudne. Wiem, że codzienność odbija się ciemnym śladem w ludzkich zmaganiach o przyszłość. Wiem, ile troski jest o wychowanie
dzieci, o lepsze perspektywy dla młodzieży, o szanse na pracę, o godne życie dla osób starszych i chorych, o bardziej przyjazne spojrzenie człowieka na człowieka…
Ale wiem również, że nie wolno nikomu pozostawać dłużej przy Wielkim Piątku. Krzyż nie był przecież kresem misji Chrystusowej, nie był Jego klęską. Dlatego nie można powracać do naszego Emaus w przygnębieniu,
powtarzając w drodze: a myśmy się spodziewali…
Nie wolno ulec podszeptom codzienności, która podsuwa myśl, że miało być inaczej, lepiej, pomyślniej, dostatniej…
To prawda - miało tak być, powinno tak być i może tak być. Musimy tylko wyjść poza granice codzienności i tak jak owi pielgrzymi wrócić do Jeruzalem, do pustego grobu Chrystusa. I chwalić Boga,
że grób jest pusty, bo Pan Zmartwychwstał!
Pomóż w rozwoju naszego portalu