"Nasz rocznik został wezwany do wojska w 1966 r. Ówczesnej władzy nie podobało się bowiem, że tak pięknie katolicy przygotowali i przeżyli rok milenijny, więc przypomnieli o sobie" - wspomina ks. Jan Zając z archidiecezji krakowskiej.
Kapłani, którzy dokładnie przed 50 laty opuścili wojskowe koszary, w dniach 3- 6 września 2018 r. spotkali się na Jasnej Górze. Przeżywali oni w Sanktuarium rekolekcje, które głosił abp Józef Michalik.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
"To jest pokolenie tych, którzy byli nękani i rozpracowywani. Dzisiaj Instytut Pamięci Narodowej odtajnia różne zarządzenia i dekrety, które oni na swoich plechach dźwigali i to zarówno w wojsku, jak i po zakończeniu tej służby" - wyjaśnia arcybiskup senior.
Według danych historyków w wojsku ludowym w latach 1959-1980 służyło w sumie ok. 3 tys. kleryków z seminariów diecezjalnych i zakonnych. Kadrze oficerskiej postawiono za zadanie odsunięcie ich od Kościoła. "Szykany, których doświadczaliśmy spowodowały coś zupełnie odwrotnego. One zrodziły niesamowite koleżeńskie więzi, które w warunkach seminaryjnych na pewno by się nie pojawiły" - mówi ks. Zając. Tym bardziej, że klerycy wiedzieli, iż pośród nich są także specjalnie podstawieni żołnierze: "Nie byliśmy sami, ale oprócz nas w każdej sali, w każdym, pododdziale, było kilku świeckich kolegów, którzy byli rozliczani z tego, jak sabotują, np. nasze modlitwy i jak donoszą informacje na nas".
W rozmowie z "Niedzielą" kapłan ziemi krakowskiej wspominał także konkretne przykłady, kiedy to alumni w ramach solidarności pomagali sobie w wypełnianiu wojskowych obowiązków. Zdaniem ks. Jana jedną z osób, która wyróżniała się zdecydowanie w tym temacie był kleryk Jerzy Popiełuszko: "Jurek nie tylko podejmował pracę za innych, ale także gotów był wypełnić komuś należną karę, co oczywiście było niemile widziane". Pamiętając o tych sytuacjach doskonale, ks. Zając dodaje, że z tego powodu nie ma najmniejszych wątpliwości, by wołać: " Jurku, pomagałeś za życia, pomóż z nieba!".