Był zima, noc sylwestrowa. O północy u ojców paulinów przy ul. Antoniego zaplanowano Eucharystię. Żeby tam dojść, trzeba było pokonać sylwestrowy potok pijanych kobiet i mężczyzn, przedrzeć się przez korowody aut i ominąć jakoś leżących na chodniku ludzi. Pod ścianą budynku Nowych Horyzontów w potarganych rajstopach leżała dziewczyna. Była tak pijana, że nie mogła zrobić kroku. Za rogiem, już przy Antoniego, wyskoczyło nagle z bramy dwóch chłopaków. Młode, przerażone twarze, rozbiegane oczy. – Gdzie jest Magda? – krzyczał jeden. – Nie wiem, pamiętam tylko, jak ktoś przyłożył jej w twarz, a dalej już nie widziałem, bo nas wyrzucili… – padła odpowiedź. W Pasażu Niepolda dudniąca muzyka mieszała się z krzykiem jakiejś kobiety. Była noc i było jasno od petard.