Na radiowej antenie ktoś powiedział, że „żyjemy w czasach, w których na krótkim oddechu opowiada się wydarzenia z wtorku na środę”. To bez wątpienia prawda. Ale prawdą jest również to, że
wielu spośród nas wciąż wykazuje zdolność do pogłębionej refleksji nad własnym życiem, powołaniem do służby bliźniemu, nad potrzebą bycia wśród ludzi. „Zapomnieć ludzi, a bywać u osób” -
te Norwidowe słowa zdumiewają swą niezmienną aktualnością.
Wielu rodaków orientuje swoje postępowanie w kierunku swoiście rozumianej prywatności. Może mają dość polityków i politykierów i poszukują ucieczki w najbliższe otoczenie? A może obrali wolnorynkowy
kurs i dołączyli do grona parweniuszy? Jedno jest pewne - niektórzy z nas przechodzą obojętnie wobec spraw wspólnotowych. „Zajmowanie się Polską” nie jest, jakże często, przejawem dobrego
gustu.
Zmarły w Wielką Sobotę - 10 kwietnia 2004 r. - Jacek Kaczmarski należał do tej kategorii twórców, którzy świadomi faktu, że żyjemy w fatalnie zagospodarowanej przestrzeni, aplikowali
Polakom to, o czym dawno zapomnieli - dumę z przynależności do narodu boleśnie doświadczanego przez historię, ale zarazem współtworzącego realny obraz zbiorowej mądrości i wrażliwości. Tej mądrości,
która zręcznie pokonywała granice cenzury i śmiało uderzała w najczulsze ogniwa totalitaryzmu.
Zapyta ktoś, czy poeta z gitarą może zmienić świat? Odpowiedź jest tylko jedna: może. Bo kiedy on, twórca i wykonawca Krzyku, Obławy, Murów, Źródła i innych poetyckich manifestów, bierze się za literacką
i etyczną transformację świadomości, to z góry wiadomo, że znajdzie zastępy myślących podobnie jak on.
Runęły mury. Z mroków przeszłości powstała nowa polska jakość. Takich bardów współczesny świat ma niewielu. Odchodzą do wieczności, a tu, pośród żywych pochodni ludzkich serc pozostawiają pamięć o
sobie, ale także o tym, że był czas walki i czas zmartwychwstania, czas dokonywania odpowiedzialnych wyborów i czas dojrzewania do dobroci.
Cechą charakterystyczną twórczości Jacka Kaczmarskiego było nadawanie sensu i nadziei temu, co tliło się wątłym płomykiem w polskiej duszy. Autor Krajobrazu po uczcie był bacznym obserwatorem rzeczywistości
społecznej. Surowo, twardo i zdecydowanie odnosił się do zła, które rodziło kolejne odmiany, powodując zawirowanie ideologiczne i moralne. Miał dar filozoficznego odkrywania prawdy. Tę prawdę o Polsce
i Polakach przekładał na język zrozumiały dla wszystkich, pomimo że należał do pokolenia ludzi oderwanych od tradycji i narodowych korzeni. Zaufał Bogu. W wielu swoich utworach czytelnie akcentował pierwiastki
duchowo-religijne.
Funkcjonujemy w świecie, w którym aby czymś zaimponować, niektórzy scenarzyści i ludzie reklamy „produkują” niespotykane historie i fantasmagorie. Kaczmarskiemu należy się pokłonić za
atencję dla prawdy i godności osoby ludzkiej. Jego poematy były, są i pozostaną przestrzenią spotkania się zbiorowego doświadczenia Polaków z myśleniem o czasie. Także o tym czasie, który jest i który
wpisuje nas często w kolejne dramatyczne i pełne obaw doświadczenia.
Nie trzeba pięknie umierać, ale pięknie żyć. Życie Jacka Kaczmarskiego było tworzeniem świadomości sumienia wobec ideologii. Skończyła się „na młode wilki obława”. Teraz, w Polsce zdeterminowanej
przez standardy wolnego rynku, inne niebezpieczeństwa czyhają na rodaków. Chcę wierzyć, że sztuka poetycka, kompozytorska i śpiewacza barda „Solidarności” będzie nadal obecna wśród nas jako
transmisja kanonu etycznego, patriotycznego i estetycznego.
Przyjąłeś, Jacku, „twardy wyrok” Tego, który dał nam Ciebie i wszystkich nas prowadzi do świętości. Powiedziałeś Panu Bogu:
Wszak Tyś jest niezmierzone dobro,
Którego nie wyrażą słowa,
Więc mnie od nienawiści obroń
I od pogardy mnie zachowaj.
Pomóż w rozwoju naszego portalu